sobota, 31 grudnia 2011

No to pstryk

 Rok 2011 powoli opuszcza scenę, ten moment sprzyja rozmaitym podsumowaniom, rachunkom sumienia i postanowieniom. Jeszcze nie jesteśmy przeprowadzeni, pewnie wszystko przeciągnie się aż do wiosny. Podobno w kwietniu ma ruszyć remont dachu. Składaliśmy podanie do administracji z prośbą o zabezpieczenie daszku naszej lukarny, żeby nasze bieluchne sufity jakoś przetrwały zimę. Minął miesiąc, żadnej odpowiedzi, więc zadzwoniłam i okazało się, że NIKT (pani z administracji nie powiedziała, ilu fachowców zapytano) nie chce się podjąć tej naprawy, musimy sami kogoś znaleźć. Jeśli chcielibyśmy skorzystać ze środków zgromadzonych w ramach funduszu remontowego, to nasz dekarz musi przedstawić na piśmie swoją ofertę i wycenę prac, potem pani w administracji stworzy uchwałę i da nam, żebyśmy pozbierali podpisy po sąsiadach, w tym samym czasie administracja zapyta w urzędzie miejskim o zgodę w imieniu mieszkańców lokali klomunalnych. To pewnie standardowa procedura, ale jeszcze nie mogę się przyzwyczaić. Pewnie skończy się na tym, że małżonek zostanie oddelegowany na wysokości i sam przyczepi ten kawalek folii czy papy, chyba więcej filozofii tam nie potrzeba. Mamy nadzieję. Oby do wiosny!

A co poza tym? Dzis panowie skonczyli lakierować parkiet, jutro całą rodziną jedziemy  "na odbiór". Nie mogę się doczekać. Nie będę zapeszać i zmienię temat ;)

Nie wiem jak to możliwe, ale okrągły tydzień zajęło mi szukanie gniazdek i włączników! Wymyśliłam sobie, że cały osprzęt powinien być z tej samej firmy, no i się zaczęło. Potrzebowałam 3 włączników, 2 ściemniaczy i kilkunastu podwójnych gniazdek, niby niewiele, a jednak ciągle coś nie pasowało - za drogo, w danej serii nie było srebrnych ramek albo gniazdka kosztowały ponad 30 zł za sztukę, albo ściemniacze były paskudne i drogie. W końcu zdecydowałam się na firmę Legrand, w kuchni i przedpokoju seria Sistena life a w pozostałych pomieszczeniach - Cariva, kolory - biały i srebrny. A na wystawach wygląda to tak:

Sistena


http://www.elektryczny-sklep.com.pl/index.php?k=458&p=4529


Cariva


http://elektro.artlight.ru/legrand.php


A to seria Celiane, zakochałam się po prostu. Niestety cena mnie powstrzymała, choć nie obiecuję, że sobie takiego włącznika gdzieś nie zamontuję (z pomoca małżonka oczywiście).


http://instalacjeb2b.pl/produkty/p/12326-osprzet-elektroinstalacyjny-celiane




A na tej stronie można się pobawić i powyobrażać sobie, że to do naszej sofy musimy dobrać taki pstryczek :)

http://www.legrandwdomu.pl/#/start/

poniedziałek, 21 listopada 2011

Inspiracje - na zielono

Pożegnaliśmy już ekipę hydraulików i ekipę remontową, oczywiście nadal jest dużo do zrobienia, ale jakoś tak lżej na duszy (i na koncie niestety). Cały czas zastanawiamy się, co zrobić z parkietem, małżonek powiedział, że to tylko podłoga i w zasadzie jest mu obojętne, z czego ona będzie. Dla mnie pozbycie się parkietu to zbrodnia, ale wydać na jego renowację tyle pieniędzy, to też zbrodnia. Dlatego też wzywamy kolejnych fachowców,ostatnio przyjechał pan, który, ku naszej uciesze, powiedział, że szkoda zachodu i pieniędzy na przekładanie i cyklinowanie, lepiej położyć nowy parkiet lub tylko wycyklinować ten stary. Nie zlikwiduje się skrzypienia, ale podobno efekt będzie przyzwoity.  Zobaczymy, co orzekną fachowcy umówieni na ten tydzień. A tymczasem natrafiłam na galerię pewnego mieszkania, w którym właściciel (wzięty architekt) potraktował parkiet zielenią i to zupełnie szaloną, proszę tylko spojrzeć:



Myślę, że nie odważyłabym się na takie rozwiązanie, ale utwierdziłam się w przekonaniu, że w mieszkaniu po prostu musi być zielono. I nie pistacjowo ani pastelowo, tylko świeżo i soczyście. Już prawie wyklarowała się moja wizja łązienki i kuchni - będzie po trochu bieli, szarości i srebra (aluminium), zieleni i do tego "uprzytulniające" drewno (lub dobra imitacja:).

niedziela, 30 października 2011

Parkiet

Zapomniałam dodać, że w trakcie zalania ucierpiał też parkiet, moja piękna dębowa bezsęczna jodełka... W związku z tym postanowiłam na poważnie zająć się poszukiwaniem kolejnego fachowca. Zadzwoniłam do kilku firm i dowiedziałam się, że koszt cyklinowania waha się w granicach 45-80 zł za metr kwadratowy, w ramach usługi jest cyklinowanie, szpachlowanie i 3-krotne lakierowanie. Jeśli policzyć powierzchnię parkietu w naszych 2 pokojach, to wychodzi 33 m2, czyli 1600-2600 zł, do tego trzeba doliczyć koszt nowych listew (5-150 zł/m). Oj, zabolało.
W piątek umówiliśmy się na wycenę z fachowcem, podobno parkiet piękny, szkoda byłoby się go pozbywać, tylko oprócz cyklinowania należałoby jeszcze go przełożyć a pod spód dać płytę OSB, bo obecnie jest tam płyta pilśniowa i całość przez to jest nierówna. Uhm, ale do rzeczy - koszt takiej usługi to 6200 zł plus listwy. Aaaaaaaaaaaaaa!!!
No to mamy dylemat :( Poproszę jeszcze kilku fachowców o wycenę, a nuż...


Hydropiekłowstąpienie

Mam nadzieję, że Spięty wybaczy mi ten dzisiejszy tytuł... Nastał czas stagnacji, nic się nie dzieje, oczywiście w sprawach remontowych, bo jeśli chodzi o sprawy pozaremontowe, to powitaliśmy na świecie nowego członka rodziny :) Nasza współpraca z hydraulikami nadal trwa i nikt nie wie, ile to wszystko jeszcze potrwa, są z nami już 2 miesiące. Wyjaśniam - to nie tak, że przychodzą codziennie na 8 godzin, ale cały czas mają zlecenia "na mieście" i trudno się z nimi umówić. Z tego powodu panowie A. i R. nie mogą jeszcze dokończyć swoich prac, a my nie wybraliśmy się jeszcze na zakupy - listew i wykładziny brak.
Pod koniec września administracja poinformowała nas, że następnego dnia (miał to być piątek) zostanie wpuszczona woda do kaloryferów w naszej kamienicy. Ucieszyliśmy się, bo to zawsze jakiś krok do przodu, tylko nie przyszło nam do głowy, że powinniśmy wtedy być w mieszkaniu. Nikt też nie pomyślal, że w piątki nasza administracja ma "dzień w terenie", w związku z czym nikt nie odbiera telefonów i nie przyjmuje klientów. Tego dnia mój mąż niechcący zablokował sobie telefon i nie mogąc znaleźć numeru PUK, włożył do telefonu awaryjną kartę z nikomu nieznanym numerem.
Parę minut po jedenastej zadzwonil telefon, odebrałam, pani z administracji powiedziała lakonicznie, że w naszej kamienicy jest poważna awaria, zalewa mieszkania i dobrze by było, żeby któreś z nas tam pojechało. Działo się to na dzień przed terminem mojego porodu, więc na miejsce akcji pojechał mąż. Wlaściwie gdy dotarł na miejsce, było już po wszystkim, zostały tylko mokre ślady w 4 mieszkaniach (w naszym też), podobno napełnianie grzejników rozpoczęto przed 8., jak zaczęło zalewać mieszkania sąsiedzi próbowali dodzwonić się do męża, do administracji, do firmy dostarczającej ciepło. W końcu przyjechała straż pożarna i  panowie strażacy weszli do naszego mieszkania... przez okno, policja zamknęła ulicę dla ruchu i zaczęło się szukanie przyczyny zalania. Zajęło to 2 dni, bo hydraulik chyba nie mógł uwierzyć (my również), że zostawił wraz ze swoim pomocnikiem niezaślepioną rurę w ścianie między salonem a przedpokojem a niczego niepodejrzewająca ekipa remontowa położyła na tej ścianie płytę kartonowo-gipsową.
Wszystko działo się pod koniec września a hydraulicy nadal mają co robić... Zaślepili tę nieszczęsną rurę i odsłonili pozostałe poucinane końcówki - na wszelki wypadek, jakby się okazało, że też są niezaślepione. Po rozpoczęciu okresu grzewczego okazało się, że 2 grzejniki nie grzeją (w tym ten nowy!), z 3 grzejników i rury w przedpokoju kapie woda. Po kolejnej rozmowie z panem szefem i kolejnych podejściach fachowców z jego firmy zostały do naprawienia tylko (!!!) dwa problemy - nowy grzejnik i cieknąca rura, podobno w przyszłym tygodniu panowie mają się z nimi rozprawić. Nie było łatwo przekonać pana szefa, bo grzejnik nie grzeje i już, nic nie da się z tym zrobić a rura to nasz problem, bo hydraulicy jej nawet nie tknęli. Na szczęście znaleźliśmy zdjęcia "sprzed" i "po", gdzie widać iście mistrzowskie zespawanie 2 rur w jedną - właśnie tę.
Odmeldowuję się, nucąc pod nosem:

"Czy to sens ma
kląć, że ten świat
z kiepskiego zrobiony surowca?
Bo dobry Bóg
już zrobił, co mógł,
teraz trzeba zawołać fachowca!"

piątek, 7 października 2011

Pokój bobasów - druga odsłona

W pokoju bobasów zbyt wiele się nie działo, mamy białe ściany (oczywiście nie przy grzejniku) i płytę OSB na podłodze, aby położyć na niej wykładzinę w drewnopodobny wzór. I niestety utknęliśmy, okazało się, że nie tak łatwo znaleźć coś ładnego i niezbyt drogiego, potrzebujemy ok. 24 m2, więc wykładzina za 30 zł (m2) to już szaleństwo, a wśród tych tańszych są nieciekawe wzory albo grubość ("cienkość") nam nie odpowiada. Poza tym próbniki wywieszone w marketach budowlanych niekoniecznie są aktualne i trzeba wzywać operatora maszyny (karuzeli) z belami wykładzin i polować na tę najłądniejszą.

Widok na pokój rodziców (póki nie wstawią drzwi na szyfr:)



Standard - dowód profesjonalizmu hydraulików



 Spojrzenie w stronę drzwi

środa, 5 października 2011

Sypialnio-gabinet - pokój mocno rodzinny

Czerwona ściana runęła i możemy teraz biegać/jeździć sobie dookoła. Zmęczeni mieszkaniem w domu z 3 przechodnimi pokojami i przechodnią kuchnią właśnie zafundowaliśmy sobie coś podobnego w nowym lokum. Na szczęście mamy w zanadrzu kilka rozwiązań, aby w razie czego ufunkcjonalnić tę przestrzeń. Póki co, trochę goryczki.
Po pierwsze - pojawił się niepokojący zaciek w miejscu zupełnie dla nas nielogicznym. Juz wiemy, że woda potrafi sobie wydrążyć ścieżkę z dala od miejsca przeciekania, ale nie spodziewałam się, że aż tak daleko... A przed nami dłuuga zima z niewyremontowanym dachem, złożyliśmy do administracji podanie o wymianę papy nad naszą południowa lukarną, czekamy na odpowiedź.

Pozaciekana ściana :(
























Po drugie - nie wiem, jak to możliwe, ale w tym pokoju również najciekawsze rzeczy działy się, gdy wkroczyli hydraulicy.

Patchwork z rur i przypalona ściana
























Spojrzenie do tyłu
























I spojrzenie w bok
























Przestrzennie, jeszcze myślimy, co dalej. Pod wykładziną (tam, gdzie stoi stół) na szczęście ocalało trochę parkietu.


środa, 21 września 2011

Pokój z balkonem - kolejna odsłona

Jednak wybrałam się wczoraj na oglądanie mieszkania, jeszczem cała :) W celu zachowania ciągłości naszej kroniki pozwolę sobie pozostać jeszcze w erze remontowej.
Wbrew pozorom najwięcej czasu i pracy (i nerwów) wymagała wymiana grzejnika. Panowie hydraulicy sami zasugerowali, że najlepszy będzie taki o wymiarach 50 x 120 cm (bo musi być odpowiednio dużo miejsca pod parapetem), ufnie pozwoliliśmy nawet, żeby to oni go kupili. I kupili - 60 x 120 cm, bez informowania nas... Gdy któregoś wieczora pojechaliśmy "na kontrolę" nasze podejrzenia wzbudziły zaczepy na ścianie umiejscowione tuż pod samym parapetem, zmierzyliśmy grzejnik i następnego dnia rozpoczęła się procedura odkręcania - dłuuga i żmudna. Okazało się, że "szef będzie dopiero w piątek" (=za tydzień!!!!) a to on kupował, w międzyczasie panowie chyba się nudzili, bo... zamontowali tę "sześćdziesiątkę". Kilka dni temu, po 2,5 tygodnia zmagań w końcu udało się im zrobić podmianę. Szacunek!

Tak to się zaczęło - pokój-Frankenstein :)



Grzejniki (weteran i nówka) oraz parkiet błagający o litość...



Widok ogólny

poniedziałek, 19 września 2011

Kuchnia - kolejna odsłona

Właściwie to ciężko cokolwiek pokazać, wszystko oprócz podłogi jest białe i nawet nasz aparat odmawia robienia ciekawych zdjęć.
Poniżej kącik na lewo od wejścia, zlew chwilowo wypoczywa w piwnicy, po rurze pod sufitem ne ma już śladu - po 2,5 tygodniach udało się hydraulikom ją wyciąć. Bez komentarza...



Kącik z oknem



Nieco schludniej
























Podłoga w stadium bezfugowym




Dziś dzwonił p. A. (ostatni, który pozostał na polu walki;), żeby zameldować ukończenie pierwszego etapu remontu. Wróci jeszcze w tym tygodniu zabezpieczyć balkon i położyć wykładzinę w pokoju bobasów, tylko najpierw musimy ją kupić... Mam wielka ochotę pojechać i po wykładzinę, i zobaczyć mieszkanie po tych wszystkich zmianach, tylko jak sobie przypomnę, że chodzenie po schodach w 40. tygodniu ciąży może uruchomić lawinę zmian, to... chyba wolę zostać w domu i oddelegować na miejsce człowieka z aparatem ;)

wtorek, 13 września 2011

Przedpokój - kolejna odsłona

Po zerwaniu boazerii, podwieszanego sufitu oraz wycięciu kilku rur udało się odzyskać trochę  przestrzeni w przedpokoju, m.in. schowek nad drzwiami wejściowymi, niestety nie było w nim żadnych skarbów. Niestety potwierdziło się, że futryny trzymały się na słowo honoru a ściany są, delikatnie mówiąc, mało solidne - drewno, słoma i trochę zaprawy. W takich ścianach nie można schować rur  i pewnie cała instalacja elektryczna nie jest zbyt bezpieczna :( Zamierzamy kupić czujki dymu do kilku pomieszczeń, zwłaszcza że ostatnio hydraulik przyznał się, że podczas spawania grzejnika w łazience o mało nie podpalił ściany.

Na lewo od drzwi wejściowych pnie sie dumnie ku górze paskudna rura od gazu, przez jakiś czas nie do ruszenia. Długo nad tym myśleliśmy, ale nie będziemy doprowadzać gazu do kuchni, oznaczałoby to kolejną rurę przez pół mieszkania, poza tym... lepiej nie kusić losu.



Schowek
























Sufit bez makijażu
























Na łaciato


























Wszyscy czekamy na podłogę, niestety prace opóźnią się o kilka dni z powodu pewnych nieporozumień na linii ekipa remontowa-hydraulicy.

piątek, 9 września 2011

Pokój bobasów

Pokój wydaje się bardzo duży, ale jak w większości pomieszczeń w naszym mieszkaniu, nie możemy go zaprojektować na "na zawsze". Dopóki nie będzie remontu dachu i dopóki nie wykupimy pomieszczenia za ścianą, to musi wyglądać, jak wygląda. Na razie został pomalowany, na podłodze są nowe płyty OSB (zdjęcia wkrótce) i na nie położymy wykładzinę, panele nie wchodza w grę, bo do końca nie wiemy, jaki kształt będzie miała podłoga za kilka lat. W miejsce po czerwonej ścianie zamontujemy drzwi przesuwane lub po prostu parawan - też na jakiś czas, póki będzie potrzebny nadzór nad bobasowym snem.

Pierwsze wrażenie, na prawo od drzwi, tajemnicza ponura wnęka i drzwiczki, za którymi może czyhać Boogeyman ;)





Okno jest imponujące, ale efekt psują niestety kule na kominie sąsiadów, lepiej zbyt długo sie nie wpatrywać - ich miarowy stukot i migotanie mogą wywoływać niepokój. Mam nadzieję, że jak zamontujemy żaluzje i wprowadzą się tu dosyć głośni lokatorzy, to przestaniemy zwracać na to uwagę.




Spojrzenie w stronę drzwi,  w skosie może uda się wyciąć okno, w ścianie - drzwi na stryszek, może cała ściana zostanie wyburzona a skos wyprostowany, może podzielimy pokój na 2 strefy - dla chłopca i dziewczynki... Przerażająca wizja tylu możliwości w bliżej nieokreślonej przyszłości, naiwnie wierzę, że za ok. 2 lata wszystko będzie już jasne. Akurat bobasy najmniej będą się przejmować takimi szczegółami, ważne, żeby rowerek przejechał i trampolina się zmieściła ;)





Uff, zwiedzanie zakończone, wkrótce raport z remontu.

środa, 7 września 2011

Sypialnio-gabinet

Trwają jeszcze negocjacje, czy to będzie bardziej sypialnia, czy gabinet (=komputerownia), mam nadzieję, że uda się nam sprawiedliwie podzielić tą przestrzenią. Pokój ma dosyć osobliwy kształt, zakręca w lewo :) Okno wychodzi na wschód, więc może pobudki nie będą tak bolesne. Ściany po obu stronach okna będą wyburzone, w celu odzyskania przestrzeni pod skosami, ale najpierw musimy poczekać aż remont dachu stanie się faktem.
Pierwsze wrażenie




Zakręt w lewo i energetyczna ściana ;)


Plan remontowy na teraz: malowanie (już wykonane), wyburzenie czerwonej ściany (już wykonane) i cyklinowanie (niestety faza poszukiwań fachowca trwa nadal). Nie będę wspominać o biednych kaloryferach pociętych i spawanych ponownie, bo panowie hydraulicy mają się zjawić w piątek (szef wraca:) - dokończyć i naprawić... Podobno prace, które im zleciliśmy powinny zająć 2 dni, panowie walczą od 2 tygodni, podobno w kilku miejscach (w mieście) jednocześnie. Fachowcy...

niedziela, 4 września 2011

Pokój z balkonem

Mam kłopot z nazywaniem tego pokoju - dzienny, gościnny, salon, z balkonem? Jest najmniejszy ze wszystkich trzech - 13 m2, więc salon brzmi zbyt megalomańsko, jest przechodni, więc nieustawny (jak nie mogę zasnąć, to próbuję znaleźć w nim miejsce na stół), ale ma wielkie okno i wyjście na balkon, no i parkiet w jodełkę. I  zaprasza od razu gości do wejścia, bo pierwszy, najbliższy, zawsze otwarty.
Lista prac: naprawić pozaciekany sufit, pomalować i wyrównać ściany, odnowić parkiet i przenieść grzejnik pod okno. Taak, jeszcze w zeszłym tygodniu stał tu stary grzejnik z tłoczonym wzorem kwiatowym na żeberkach, obdrapany, ale z resztkami godności. Wydał mi się na tyle interesujący, że byłam gotowa zostawić go w tym dziwnym miejscu, ewentualnie trochę przesunąć. Tymczasem pojawił się u nas p. Marian, hydraulik i od razu poradził, żeby się pozbyć tego grzejnika i zamontować inny pod parapetem. Sama się sobie dziwię, ale... przekonał mnie.
A tak w ogóle, kilka dni temu do ekipy remontowej dołączyła ekipa hydraulików, pan R. twierdzi, że takich "magików" jeszcze nie widział, wolę nie wnikać, co to znaczy ;) Gdy mąż rozmawiał w sprawie wyceny prac z panem szefem i jednym z hydraulików, to zaskoczył go pozytywnie poziom dyskusji i kultura obu panów, zgodził się od razu. Jednak do pracy panowie nie zabierają szefa... Poucinali wszystkie rurki odpowietrzające od grzejników, nie czekając na nas ani pana z administracji (na szczęście to nie jest karalne), okazało się, że powinni zostawić przy każdym grzejniku minimum 60 cm rury, żeby można było zamontować zawór odpowietrzający. Muszą od nowa dospawać, co ucięli. Dosyć sprawnie poradzili sobie z demontażem rzeźbionego grzejnika i zadzwonili do mojego męża z pytaniem, czy mają ów grzejnik pociąć i zabrać, bo waży z 200 kg i w całoście nie da się go nigdzie wynieść. Na szczęście usłyszeli w odpowiedzi "muszę zapytać żony" a tej podniosło się ciśnienie i zabroniła absolutnie go ruszać. Już nie zostało panom wiele do psucia, więc można zamknąć temat.




Mam za to kolejny problem - jak znaleźć dobrego cykliniarza? Z tego, co się dowiadywałam, to mogę trafić na partacza albo na prawdziwego fachowca, który chętnie przyjedzie, ale za kilka tygodni. Podobno powinno cyklinować się przed malowaniem ścian, ale nie mam szans tak szybko kogoś znaleźć, bo do środy ściany muszą być pomalowane, zgodnie z umową. Może cyklinowanie bezpyłowe to nie tylko chwyt marketingowy i uda mi się jakoś odnowić parkiet i nie zniszczyć ścian...


Widok z przedpokoju




Widok na prawo od wejścia, balkon to też temat na osobny post, w skrócie - zalewamy podobno sąsiadce sufit, więc położyliśmy dywan z folii. Trzeba będzie przed zimą posmarować wszystko jakimś uszczelniaczem i cierpliwie czekać na remont dachu, wtedy wiele się wyjaśni.


piątek, 2 września 2011

Łazienka

Właściwie łazienka to jedyne pomieszczenie, które wyglądało w dniu odbioru dosyć porządnie. Na podłodze są panele, o dziwo niezniszczone, ściany, sufit, umywalka i kibelek - w miarę. Tylko kabina prysznicowa przyprawia mnie o dreszcze, można by ją wykorzystać do reklamy Domestosa. W tej chwili mamy zaplanowane tylko malowanie sufitu i skrócenie rurek przy grzejniku, ale przy kolejnym podejściu remontowym - kabina znika. Jednak potrzebuję więcej czasu na zmierzenie się z całością, powierzchnia - 2,6 m2 (ok. 1,35x1,8m2) i dobrze by było zmieścić tu jeszcze pralkę i kuwetę kota.



Kabina


Kącik zadumy

 

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Płytki podłogowe - przechodzę do meritum

Na szczęście proces decyzyjny zakończył się sprawnie i bez przestojów. Dwa dni psułam sobie oczy przed monitorem w poszukiwaniu ładnych i przystępnych cenowo płytek. Zaczęłam od Allegro, skończyłam na forum Muratora. Odnalazłam dużą grupę wielbicieli kolekcji Woodentic z Paradyża i dałam się wciągnąć. Wiem nawet, jakie fugi będą najlepiej pasowały do koloru "beige"... Postanowiliśmy podjechać do sklepu na mały rekonesans. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że kultowy Woodentic na żywo jest wyjątkowo paskudny i jeszcze ta cena - 128 zł za m2 (w sklepach internetowych ok. 80 zł). Za nic nie mogłam doszukać się na tych płytkach szlachetnej struktury deski dębowej, wg mnie przypominają kiepskiej jakości panele. Nie mogę w to uwierzyć, ale takie są moje (nasze) odczucia...
Tymczasem tuż obok wystawione były skromne i wg mnie lepiej imitujące drewno płytki Holtzer, decyzja zapadła w 2 minuty. Nasz kolor "beige", ten najjaśniejszy (wybacz nam, o! Woodentic!):

http://allegro.pl/holtzer-gres-drewnopodobny-paradyz-kwadro-tanio-i1777091794.html?source=oo


Niestety ciężko znaleźć zdjęcia ułożonych już płytek, poniżej jedno z nielicznych (ale w ciemniejszym odcieniu). Można je też ułożyć w jodełkę, ale wolimy taki układ.

http://www.kwadroceramika.com/kolekcje/15/69/Holtzer.html

niedziela, 28 sierpnia 2011

Przedpokój - naga prawda o...

Prace tak szybko postępują, że nie zdążyłam pokazać jeszcze łazienki ani kolejnych pokojów. Zostajemy w przedpokoju, oto, co było ukryte pod boazerią:


I jeszcze raz



Z szerszej perspektywy


Rury, rury, rury... Nie spodziewałam się, że tak ciężko będzie znaleźć hydraulika. Z jednym umawialiśmy się okrągły tydzień, żeby przyjechał wycenić wszystkie prace, gdy się pojawił podal dosyć okraglą sumkę, więc postanowiliśmy dla porównania zapytać kolejnych, z czego dwóch nie ma czasu, trzeci się nie podejmie, bo "nie spawam" i to "dużo roboty a pieniądze kiepskie", ale podał nr do znajomego, który może w poniedziałek przyjdzie zobaczyć, co i jak. Chcielibyśmy się dowiedzieć, co można zrobić, żeby zmniejszyć liczbę rur w przedpokoju, ciekawe, czy trzeba będzie przy okazji pisać kolejne podanie do administracji.
Zaczynam się stresować, bo jesteśmy ograniczeni czasowo, za ok. półtora tygodnia pan R. musi skończyć wszystko, bo ma już umówiony termin na kolejny remont. Nie chciałabym zostać z dziurami w ścianach (świeżo pomalowanych), bo panowie hydraulicy wejdą zbyt późno. Na wszelki wypadek ustaliliśmy, że rury pozostają na wierzchu, a płyty będą położone pod nimi, czyli ściana będzie już piękna i biała, a rury-straszydła na spokojnie poczekają na kreatywnego hydraulika lub kreatywnego wykonawcę pawlaczy. Wahałam sie co do płyt, bo to zawsze mniej przestrzeni operacyjnej w tym maleńkim przedpokoju, ale gdy okazało sie, że 2 futryny prawie wiszą w powietrzu, w kilku miejscach wystaje wiklina (?), to dałam się przekonać, że to najlepsze rozwiązanie. Poza tym muszę zamówić płytki na podłogę,..
Na koniec miejsce po futrynie między kuchnią a przedpokojem, brrrr

piątek, 26 sierpnia 2011

Kuchnia

Pierwsze wrażenie (fotograf stał na progu)




Ściana z oknem (od południa)



Kąt na lewo od wejścia (ta sama ściana od poludnia)



Sufit do zoperowania


Kuchenna lista remontowa: zlikwidować futrynę (drzwi nie było i nie będzie), zerwać tapety i odzyskać białą gładką ścianę, wyrzucić meble, naprawić sufit, zainstalować nudną tradycyjną (ale jedyną słuszną) lampę na środku sufitu, wymienić rury wodne na nowe, skuć kafelki ze ściany i podłogi a na podłodze położyć nowe (takie same, jak w przedpokoju)...
Jeśli mi się uda, dodam szkic pomieszczenia, chętnie z kimś nad nim podumam ;) Na szczęście ma kształt prostokąta (250x228 m2), więc teoretycznie powinno udać się zaplanować coś sensownego. Nie mam jednak pełnej swobody w projektowaniu, np. zlew musi zostać w swoim kąciku, obok niego będzie zmywarka, kuchenka musi być w pobliżu kratki wentylacyjnej (na pewno nie pod oknem), w rogu przy oknie jest wodomierz nie do ruszenia i rury od ogrzewania  wijące sie pod sufitem, dość nieciekawie zabudowane.
Póki co, kuchnia czeka na swoją kolej, ciekawsze rzeczy zaczęły za to dziać się w przedpokoju.

Przedpokój

Już jesteśmy....
Zamykamy za sobą drzwi


... i oślepieni pomarańczem spoglądamy do góry


Właściwie to komentarz jest zbędny, przedpokój jaki jest - każdy widzi. Na szczęście znaleźliśmy dobrego człowieka (pozdrowienia dla pana R.:), który obiecał doprowadzić mieszkanie do stanu używalności. Ustaliliśmy, że z przedpokoju znika boazeria, sama jestem ciekawa, co się pod nią kryje, na razie po zerwaniu 1 deski znaleźliśmy plątaninę rur.
Niestety w tym przedpokoju nie zmieści się dwudrzwiowa szafa po dziadku Stefanie ani zielona kanapa od znajomych... Schodzę na ziemię, a raczej na podłogę, a ta na pewno ma być jasna, chciałabym płytki drewnopodobne, którym chyba poświęcę osobny post, bo nie mogę zdecydować się na kształt. Poza tym oczywiście sufit do naprawy i kolejna zagwozdka - oświetlenie.
Jak widać na ostatnim zdjęciu - skądś nas zalewa. Kupując to mieszkanie, wiedzieliśmy, że dach wymaga remontu, więc teraz po zasmołowaniu podejrzanych miejsc liczymy, że dotrwamy suchą stopą do wiosny, wtedy wg naszej wspólnotowej uchwały zacznie się ów wielki remont. To kolejny temat do rozwinięcia...

środa, 24 sierpnia 2011

Penthouse - zapraszamy!

Zanim nastała era studencka, mieszkała tu starsza Pani i było to "naprawdę piękne mieszkanie" (opinia sąsiadów), jednak nowy właściciel przeznaczył je na wynajem i chyba trudno byłoby zliczyć, ilu żaków się przez nie przewinęło w ciągu 5 lat. W dniu przekazania kluczy całość wydała mi się podniszczona i niedosprzątana (wg sąsiadów - totalna dewastacja) a poprzedni lokatorzy zostawili na drzwiach wejściowych naklejkę "Penthouse". No bardzo zabawne ;)

Zanim zaproszę do środka, zatrzymamy się na schodach, prowadzą tylko do naszego mieszkania, niebezpieczne, mało praktyczne (ale może nie trzeba będzie po nich wnosić fortepianu) i upodlone farbą olejną w kultowym kolorze orzecha. Ale za to pięknie skrzypią. Próbuję też sobie przypomnieć tytuł filmu czy baśni, w których widziałam coś podobnego.

Podobno w naszej kamienicy mieścił się kilkadziesiąt lat temu pensjonat, jeszcze nie zgłębiłam tego wątku. Muszę sie dowiedzieć, czy można samemu zająć się tą częścią klatki schodowej, czy musimy czekać aż wszyscy członkowie wspólnoty wyrażą chęć odnowienia całości. Tworzymy tzw. małą wspólnotę i w przypadku podejmowania decyzji obowiązuje jednomyslność, czyli w praktyce - liberum veto. Poza tym okazało się, że niektórzy sąsiedzi znają nasze mieszkanie lepiej od nas i agenta z biura nieruchomości. Jeszcze się okaże, czy to dobrze, czy niekoniecznie...

Już prawie jesteśmy (po lewej stronie wejście do pomieszczenia z antresolą, póki co - części wspólnej)




Rzut oka za siebie, co wrażliwszym nie radzę ;)




Na zakręcie :)