środa, 18 czerwca 2014

Stołek IKEA Marius poszukiwany

Nie przypuszczałam, że tak polubię kuchnię urządzoną na biało, prawie biało. Tak sobie czasem siedzimy przy naszym eleganckim stoliku i podziwiamy :)




Oczywiście przemycam stopniowo jakieś kolorowe dodatki, ale staram się nie wychodzić poza wachlarz szaro-beżowo-turkusowo-zielony. A najbardziej lubię turkus, jest taki orzeźwiający. Niestety turkusowy kot został przez Szanownego Małżonka wyeksmitowany z blatu na szafkę wiszącą, obok podobnie poważanych ozdób.




Na szczęście stołki mogą zostać. Na początku kupiliśmy tylko dwa, bo nie było stołu, Młody jadł w wysokim krzesełku (też IKEA) a reszta sobie jakoś radziła. Dwa tygodnie temu dokupiłam trzeci stołek a przedwczoraj pojechałam po czwarty i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że już ich nie ma, zostały tylko czarne, białe i czerwone, bleee. Nie ma ich na allegro, na olx ani na regionalnym portalu ogłoszeniowym. Zapytałam obsługę sklepu za pośrednictwem facebooka (co za czasy!) i odpisano mi, że stołków nie ma i nie będzie, pozdrawiają.

W związku z tym prosimy o przysługę, jeśli ktoś gdzieś spotka ikeowski stołek Marius w kolorze ciemnoturkusowym, to proszę o cynk. Może być nawet używany. To poważna sprawa, jeszcze trochę a sprowadzimy go zza granicy ;)

Przy okazji kilka słów o Mariusach - nie jest to szczytowe osiągnięcie designu, ale kupliśmy je ze względu na możliwość ustawiania jednego na drugim i ze względu na kolor, cena też przyjemna - ok. 18 zł. Jeśli jednak ktoś może pozwolić sobie na porządny stół i krzesła w kuchni/jadalni, to nie namawiam na Mariusy. Już podczas składania rozbawiła mnie naklejka umieszczona pod siedziskiem - zakaz stawania na Mariusie, siadać można jeśli waży się mniej niż 100 kg. Rzeczywiście są niestabilne i chybotliwe nawet dla osobnika ważącego 12 kilo. Poza tym plastik, z którego wykonane jest siedzisko (nogi są metalowe) jest dosyć mękki i widać odgniecenia w miejscach, gdzie pod spodem przykręcone są nogi.


Długi weekend w branży

Zbliża się kolejny długi weekend, okazuje się, że dla niektórych rozpoczyna się nieco wcześniej. Jeszcze w zeszłym tygodniu rozmawiałam z fachowcami i ekspertami, część deklarowała, że do Bożego Ciała się zdąży...
Dziś jest wtorek (jak wiadomo święto przypada w czwartek), a ja od wczoraj nie mogę dodzwonić się do pana, który będzie kładł nam płytki na tarasie (miał być wczoraj, nie dotarł). 
Kolejny wielki nieosiągalny to szef firmy, która remontowała nam dach, od stycznia jego kolega przygotowywał wycenę montażu wyłazu (ze składaną drabinką) z klatki schodowej, gdy przestał odbierać telefony i reagować na wszelkie próby kontaktu, zaczęłam męczyć szefa. Udało mu się 2 tygodnie temu podjechać do nas i wycenić usługę. W czwartek zapewniał, że przyśle ludzi po niedzieli i na pewno zdążymy. Dziś nie odbierał telefonu.
 Pan architekt, który miał w tym tygodniu dać mi odpowiedź, czy potrzebujemy ekspertyzy strażaka ma wyłączony telefon. 
Pani architekt, która miałą miesiąc temu przesłać wycenę projektu zdziwiła się, że jej mail nie doszedł. Nie pamiętała, jaką kwotę nam wyliczyła i poprosiła o kontakt po niedzieli, bo "wyjechałam już na weekend".
Jutro zamierzam podzwonić po biurach nieruchomości (szukamy działki nad jeziorem), mam nadzieję, że uda mi się kogoś zastać.