piątek, 20 listopada 2015

Znikający fachowcy i poszukiwanie prezentów - radio podszafkowe

Nie mam wyjścia, po prostu nie mam wyjścia - znów czeka nas przestój w pracach, na szczęście najmłodszy potomek ma jednak szansę pozostać w brzuchu do mikołajek, więc mój wkład w remont ograniczy się na jakiś czas do operowania myszką i stukania w klawiaturę.

Zaczęłam na przykład szukać dobrej białej farby odpornej na dzieci i już mi się w głowie kręci od mnogości firm i opinii - wpis o farbach wkrótce.
Poza tym od 2. listopada zewsząd słychać/widać sugestie, że czas już zająć się tematem mikołajkowych i świątecznych prezentów. Udało się już zorganizować wszystko dla dzieci - w tym roku przezornie wszystkie zakupy zrobiłam przed 1. grudnia, bo doświadczenia poprzednich lat pokazuja, że ceny lubia mocno skakać do góry w gorącym przedświątecznym okresie. Teraz czas na dorosłych. Szanowny Małżonek niezmiennie prosi o święty spokój, ale już od dawna nie mogę nigdzie  go znaleźć...  Jeśli chodzi o mnie, to w tym roku nie mam pomysłu, bo nie mam mieszkania, tzn. mam, ale pokój gościnny, sypialnia i łazienka są w stanie mocno przejściowycm i nie umiem sobie wyobrazić, co mogłabym tam powiesić/postawić a takie prezenty lubię. Pomyślałam więc o podszafkowym radiu do kuchni.  Mogę nie mieć (i nie mam) mikrofalówki, kaloryfera, uchwytów do szafek, ekspresu do kawy, ale muszę mieć w kuchni radio, przez kilkanaście lat grała u nas Trójka, ale z racji nadmiaru durnych  i głośnych reklam (np. Forsen i Saturn!) ogłosiłam bojkot, od killku miesięcy słuchamy radia Gdańsk a pod prysznicem tylko RMF Classic. Z radiem w łazience jest podobnie, po trzech latach mieszkania tu wiem, że moge mieć łazienkę bez szafek i płytek na ścianach, bez kinkietu przy lustrze, ale w kabinie musi grać radio :) To sa po prostu momenty mistyczne kiedy podczas segregowania prania, kąpania dzieci, nie wspominając o typowych łazienkowo-toaletowych czynnościach nagle rozlega się "Music for a while" w wykonaniu Philippe'a Jaroussky'ego albo motyw przewodni z "Ojca chrzestnego".
Tak, o poszukiwaniu kabiny idealnej i edukacji muzycznej dzieci podczas kąpieli jeszcze napiszę :)

 Wracając do tematu radiowego a raczej radioobiornikowego - póki co mamy na lodówce ustawiony taki oto sprzęt.




Bardzo lubię to radyjko, ale było kupione ze względu na wygląd (przyznaję się) jako model powystawowy i czytnik płyt cd zepsuł sie bardzo szybko, był nawet w naprawie, ale po kolejnej awarii zrezygnowałam z dalszych napraw. Będziemy niedługo potrzebowali miejsca na lodówce - chyba na mikrofalówkę (a jednak!:), wiec radyjko musi się przenieść. Ostatnio bardzo polubiłam odbiorniki z USB, do których można wetknąć pendrive'a i słuchać swojej muzyki, gdy trwa akurat atak reklam albo dyskusja o samochodach. Oczywiście trudno było mi znaleźć radio podszafkowe o jakimś normalnym wyglądzie - chciałam białe, bez budzika, stacji pogodowej, timera, mega wyświetlacza itp., ale to nie takie proste. W końcu znalazłam coś pomiędzy, wygląda sensownie, ale recenzją podzielę się, jak już znajdę je pod choinką :)




 http://allegro.pl/radio-blaupunkt-kuchenne-podwieszane-usb-bluetooth-i5789764670.html


Wspominałam na początku o przestoju w remoncie - nasi fachowcy po prostu znikają, oglądałam ostatnio z dziećmi film "Minionki rozrabiają" i tak mi się jakoś skojarzyło...



http://www.jonathanlecroart.com/?project=despicable-me-2-2013


Ostatnio cieszylismy się, że odezwał się nasz hydraulik od niedziałającego grzejnika, minął weekend, nadszedł wyczekiwany przez nas dzień spotkania i... znów nie odbiera telefonu. Cisza. Szanowny Malżonek wypożyczył dziś zaciskarkę do rur i powiedział, że sam sobie poradzi. 
Wspominałam też, że w środę mieli pojawić się parkieciarze, mieli. Telefony przestał odbierać pracownik pana Mietka, pan Mietek i przyjaciel pana Mietka (z oferii), który ręczył za niego, a któremu poskarżylismy się na calą sytuację. W końcu przeprosiliśmy się z naszą dotychczasową firmą od parkietów, już wybaczamy im pewne niedociągnięcia, doceniamy, że są słowni i odbierają telefony. Takie czasy nastały... Mają zacząć od jutra.

wtorek, 17 listopada 2015

IKEA - fast design, trója z fizyki i moje "lubię mimo wszystko"

Jakiś czas temu poszukiwałam turkusowego stołka Marius do kuchni tu przypomnienie, ale chyba jednak dam sobie spokój. Po niecałych 3 latach użytkowania jeden stołek już się rozleciał, pozostałe 2 jeszcze jakoś się trzymają. Szanowny Małżonek po raz kolejny mógł wypomnieć Ikei, że produkuje słabe meble i że projektant miał spore braki z fizyki. Bo niby jak ma się nie rozlecieć stołek, którego siedzisko wykonane jest z cienkiego i giętkiego plastiku i podtrzymują je 4 szeroko rozstawione rurki mocowane śrubkami. Śrubki sa wkręcane bezpośrednio w plastik, ten giętki plastik, który "pracuje" nawet jak na stołku siedzi 25-kilowe dziecko. Niby stołek przeznaczony jest dla użytkowników o wadze do 100 kg, oczywiście tych siedzących, bo stawanie na stołku jest niewskazane, a dla dzieci nawet niebezpieczne. Zastanawiam się, czy Ikea uznałaby moją reklamację, kiedyś zgłosiłam wykrzywiającą się ramę sofy - popularnej Beddinge, przyjechał miły pan ze sklepu, wymienił ją i przyznał, że to nie jest sofa do spania na codzień (znów ta fizyka!). Pewnie w sprawie stołka ktoś mi odpowie, że trzeba na nich siadać niezbyt często, nie wiercić się a na pewno nie stawać. Poniżej zbliżenie uszkodzonego mebelka.




I nie do naprawienia...



Kiedyś czytałam wywiad z bardzo ważną osobą z firmy Reserved, która tłumaczyła się z coraz gorszej jakości ubrań, podobno ludzie chcą kupować często i tanio, dlatego w sklepach sieciowych zapanował "fast fashion". Ja naprawdę lubię Ikeę, lubię ich kuchnie, pierogi z kurkami, tekstylia, ale "fast designu" ("junk designu"?) jakoś nie mogę im darować.

Niedługo nie będziemy mieli na czym siedzieć w kuchni, co prawda mamy jeszcze 2 eleganckie krzesła VILMAR,


 http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/S19889748/

ale po niecałym roku użytkowania nasz zachwyt jakoś słabnie, recenzja wkrótce. Chciałabym też niedługo wymienić stół w pokoju gościnnym, niby u rodziców czeka jeden kandydat do renowacji, ale nie wiem, czy coś z niego będzie. Podoba mi się ikeowski stół GAMLEBY.

 http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/60247027/

Może ktoś już przy nim zjadł kilka obiadów i podzieli się wrażeniami? Żebym nie musiała wracać do tematu i wytykać wad po roku użytkowania... W zestawie są też krzesła. Chyba nigdy nie wyleczę się ze słabości do tego sklepu :)

poniedziałek, 16 listopada 2015

Etos fachowca i testowanie cierpliwości

Ubiegły czwartek to miał być ważny dzień - początek prac przy parkiecie. Termin umówiony ponad 2 tygodnie temu. Gdy do godziny 11. nikt się nie zjawił, zaczęliśmy się niepokoić, w końcu zadzwonił pracownik firmy (do tej pory ustalaliśmy wszystko z wlaścicielem) i zaczał wypytywać, co jest do zrobienia. Wysłuchał, rozłączył się, pewnie przemyślał, przeliczył i odzwonił, że... musi przesunąć początek prac o kilka dni - coś mu wypadło. 
Następnym ważnym gościem tego dnia miał być hydraulik, przyszedł, wysłuchał historii o kolegach po fachu, pokiwał głową i kazał samodzielnie sprawdzić za pomocą jakiegoś wężyka, czy niedziałający kaloryfer nie jest zapowietrzony i dopiero wtedy go wezwać. Szanowny Małżonek specjalnie wziął tego dnia urlop, żeby ustalić jasno, co i jak należy zrobić a skończyło się na tym, że przebrał się w roboczy strój i poszedł poziomować podłogę, żeby parkieciarze przestali już narzekać, że czeka ich taka niewdzięczna robota. Sprawa kupna wężyka została przełożona, mrozów jeszcze nie zapowiadają.

W zeszłym tygodniu dostaliśmy też wycenę od fachowca wykończeniowca - 6500 zł netto. Nie mamy czasu ani żadnych znajomych z nadmiarem czasu, więc szukamy kogoś, kto by położył wełnę i płyty k-g na skosach (ok. 30 m2), zaszpachlował i wyszlifował nierówności (malować będziemy sami). Oprócz tego kilka robótek typu dosztukowanie dwóch kawałków plyt k-g, docieplenie kilku m2 ścian szczytowych, wniesienie kilkunastu płyt k-g. Według nas jest to zlecenie na maksymalnie 3 dni pracy (dla 2 osób), mamy już wszystkie materiały, oprócz tych kilkunastu płyt k-g, na jednym skosie sa już nawet zamontowane i wypoziomowane wieszaki. Jeśli przeliczyć, ile dni (a więcej niż trzy!) potrzebuje specjalista IT, żeby zarobić taką sumę, to scyzoryk się w kieszeni otwiera.

Dochodzimy do wniosku, że remont najlepiej wykonywać samemu, tylko trudno być ekspertem od wszystkiego.

Najlepiej wspominamy współpracę z elektrykiem i hydraulikiem z naszej administracji, ale teraz zupełnie  nie mają czasu na prywatne zlecenia. Pozostają nam fachowcy z polecenia albo z Internetu (oferia, katalog branżowy).
Największego pecha mamy do hydraulików, od historii z zalaniem klik już nawet nie szukamy hydraulika idealnego, ale chociaż kompetentnego i słownego, tanich już nie ma co szukać. W lecie był u nas w miarę sensowny pan, ale wykonał nam paskudne łączenie rur, zaworów i kolanek przy grzejniku u dzieci  w pokoju, takie rzeczy to mogę oglądać w kotłowni albo w piwnicy a nie w mieszkaniu. W końcu Szanowny Małżonek przyznał mi częściowo rację i zaczęły się rozmowy z hydraulikiem - czy nie dałoby się tego podłączenia jakoś ucywilizować. Może i by się dało, ale pan miał nagle tyle pracy, że ciężko było z nim sie umówić na kolejną wizytę. Po jakimś czasie znaleźliśmy kolejną firmę, przyjechali mili konkretni panowie, z fantazją - mieli inny pomysł niż ich poprzednik, przeprowadzili rury na antresolę i do nowego pokoju od innej rury, nie ruszali "instalacji" tamtego hydraulika. To był koniec wakacji, woda w kaloryferach była spuszczona, więc wstrzymaliśmy się z montażem grzejnika w nowym pokoju. Jednak chłodniejsze październikowe noce zmobilizowały nas do działania i co się okazało - grzejnik nie grzeje. Jako jedyny w całym mieszkaniu! Szanowny Malżonek zadzwonił do hydraulika, przedstawił mu sprawę, przez 2 dni specjalnie zwalniał się z pracy, żeby zdążyć na spotkanie z nim i oczywiście panu zawsze coś wypadało, nie dojechał. W którymś momencie przestał odbierać telefony, on i jego pracownik, przez dwa tygodnie, przepadli. Zastanawialiśmy się, co robić - iść do sądu, wziąć innego hydraulika (ale już komuś zapłaciliśmy te 1800 zł za pracę)... Kilka dni temu sam zadzwonił, podobno miał problemy osobiste. Podobno dziś ma przyjechać.

To że fachowiec po otrzymaniu zapłaty nie kwapi się, żeby przyjechać coś poprawić czy sprawdzić, wydaje się z jego punktu widzenia dosyć logiczne (niestety). Bez względu na specjalność - hydraulicy, wykończeniowcy i dekarze - o dekarzach będzie osobny wpis. Ale zagadką jest dla nas podejście pani z biura firmy Drutex - w lipcu założyli nam 3 okna - małe przypomnienie, ale okazało się, że wystawili nam złą fakturę a jeden z zawiasów "lata", ktoś miał do nas podjechać obejrzeć okno i przywieźć poprawioną fakturę. Po kilkunastu próbach umówienia się z kimkolwiek z biura poddałam się. Czekam aż sami się doliczą, że nie zapłaciliśmy im jeszcze pełnej sumy.

Na zakończenie obrazek - od dwóch tygodni paczki z parkietem zalegają nam w pokoju i na podeście przed drzwiami wejściowymi, ale żyć jakoś trzeba - na zdjęciu poniżej oglądam "Casino Royale" :) A po prawej stronie od telewizora widać nasz dziadkowy zegar, Szanowny Małżonek nakręca go regularnie, żeby było bardziej domowo :)




Podobno parkieciarz ma pojawić się w środę, oby.

Po rozmowach ze znajomymi dochodzimy do wniosku, że są problemy ze znalezieniem dobrego fachowca czy ekipy. Wyjechali. Zostali kiepscy i tani, kiepscy i drodzy oraz dosyć dobrzy ale bardzo drodzy. Są też dobrzy i niezbyt drodzy, ale terminy mają zajęte na kilka miesięcy z góry... Natomiast jeśli chodzi o etos fachowca - Szanowny Małżonek stwierdził, że nie ma czegoś takiego...

wtorek, 10 listopada 2015

Ostatnio podczas zmiany wystroju bloga wpis o naszym nowym pokoju jakimś cudem opuścił archiwum i wskoczył na pierwsze miejsce. Nie umiem cofać czasu, więc zamieszczę tu wspomnienie z lipca 2015 roku. Ostatnio pokazywałam otwarty sufit w tym pokoju, więc temat niezupełnie odległy.


lipiec 2015

Dziś będzie mniej do czytania a więcej do oglądania. Przynajmniej się postaram ;) W nowym pokoju na podłodze były deski, chyba na takich samych deskach ułożone są wszystkie podłogi w mieszkaniu - dlatego jest tak krzywo, parkiet skrzypi, płytki się ruszają, fugi kruszą.  Szanowny Małżonek od początku twierdził, że należy zerwać deski i położyć płyty OSB. Parkieciarze jednak twierdzili, że wypoziomują podłogę granulatem Fermacell (nigdy nie słyszeliśmy o tym), więc posmarowali deski preparatem na korniki (niestety chyba u nas są) przytachali wór granulatu i zaczęli działać z poziomicą i podkładkami. I poddali się.
Stanęło na tym, że sami zerwiemy deski i umówimy się na dalsze prace za kilka dni. Zatem Szanowny Małżonek  z Szanownym Tatą zabrali się do pracy, pod podłogą znaleźli to, co w pozostałych zakamarkach strychu - trociny, kurz, gruz, śmieci po robotnikach, gazety z lat 50. ale też malutką buteleczkę po benzynie (?) i piłeczki pingpongowe :) Potem został uruchomiony system linowy i załadowane wiadra zjeżdżały przez okna do kontenera. Nasza ulubiona sąsiadka trochę pokrzyczała, żeby uważać na jej róże, ale cała operacja zakończyła się pomyślnie.




Następnie Szanowny Małżonek po raz kolejny udał się do Castoramy naszą niezawodną skodą przerobioną chwilowo na pojazd towarowy, kupił specjalną wełnę wygłuszającą i z namaszczeniem ulożył ją między legarami.





A potem przyszli parkieciarze i ku naszemu przerażeniu ją podeptali. Twierdzą, że to nic nie szkodzi. Ech...





Płyty OSB zostały w końcu położone, choć nie było łatwo ich wypoziomować, bo legary są krzywe. A w rogu obok okna w miejscu dziury wylotowej na klatkę schodową powstała już ściana. Obyło się bez wypadku na placu budowy.





Pokój obłożony płytami od góry do dołu. Córce podobają się te pastelowe kolory ścian :)




Trochę szpachlowanych wzorków




Widok do góry, na razie nie będzie sufitu, więc widać ścianę od klatki schodowej, po prawej zasłonięty folią otwór na nowe okno.




A tu już z ułożoną jodełką.




Brakuje jeszcze ściany drzwiami przesuwnymi na łączeniu starej i nowej podłogi.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Poddasze, otwarta antresola i małe dzieci

Loft, open space, antresola - lubię gdy te określenia pojawiają się w opisach i galeriach mieszkań na poddaszu. Dobrze popatrzeć na ładne wnętrza. Tylko teraz, gdy stoimy przed strategicznymi decyzjami dotyczącymi wykończenia górnej części mieszkania pojawiają się wątpliwości. Bo nie jesteśmy malżeństwem z odchowanymi dziećmi, nie jesteśmy rozrywkową parą, która w domu bywa rzadko, my tu mieszkamy i dość intensywnie korzystamy z naszej przestrzeni - ja, Szanowny Małżonek, córka (7 l.), syn (4 l.), kot i wkrótce drugi syn (jeszcze w brzuchu). Na chwilę obecną musimy przede wszystkim skupić się na bezpieczeństwie najmłodszych domowników i odłożyć niektóre pomysły na później. Zostawiamy jednak miejsce na małe kompromisy. Na początek postanowiliśmy nie wykańczać sufitu w nowym pokoju, po lewej stronie zamiast żółtej folii stanie ścianka, kwestia belek jest ciągle otwarta.









Poniżej widok na nasz najbardziej wymagający pokój, a raczej dwa pokoje - mniej więcej za drewnianą drabiną stanie ściana z drzwiami przesuwnymi (żebym widziała morze z kuchni :). Poza tym marzy mi się odsłoniecie cegieł na lewej ścianie (z kominami - nie wiem, czy to wskazane), odsłonięcie okna "wolego oka" (schowane po prawej stronie pod membraną), wybicie drugiego otworu w suficie i pozostawienie takiego stanu do podziwiania z dołu.






 Ta poświata to jedno z okien połaciowych





Widok z drugiej strony, niby na ścianę kominową, ale jakoś tak człowiekowi lżej nad głową :)




Spędziliśmy już kilka wieczorów na planowaniu, mierzeniu, oglądaniu inspiracji, jesteśmy ekspertami od schodów i wyłazów strychowych i nadal żadne rozwiązanie nam sie nie podoba... 


Znalazłam w Internecie galerię zdjęć pewnego mieszkania (domku) i olśniło mnie! To jest genialny pomysł, antresola jest cały czas otwarta, jest zabezpieczona i nie ma problemu ze schodami zajmującymi pół pokoju. Tylko że musimy odczekać z pięć lat, póki nasz najmłodszy syn będzie na tyle rozsądny, żeby nie ściagnąć sobie tej drabiny na głowę albo nie utknac na niej na wysokości 2,5 metra...


http://www.planete-deco.fr/2013/02/16/une-cabane-de-bois-noir-sur-la-greve/