niedziela, 30 października 2011

Hydropiekłowstąpienie

Mam nadzieję, że Spięty wybaczy mi ten dzisiejszy tytuł... Nastał czas stagnacji, nic się nie dzieje, oczywiście w sprawach remontowych, bo jeśli chodzi o sprawy pozaremontowe, to powitaliśmy na świecie nowego członka rodziny :) Nasza współpraca z hydraulikami nadal trwa i nikt nie wie, ile to wszystko jeszcze potrwa, są z nami już 2 miesiące. Wyjaśniam - to nie tak, że przychodzą codziennie na 8 godzin, ale cały czas mają zlecenia "na mieście" i trudno się z nimi umówić. Z tego powodu panowie A. i R. nie mogą jeszcze dokończyć swoich prac, a my nie wybraliśmy się jeszcze na zakupy - listew i wykładziny brak.
Pod koniec września administracja poinformowała nas, że następnego dnia (miał to być piątek) zostanie wpuszczona woda do kaloryferów w naszej kamienicy. Ucieszyliśmy się, bo to zawsze jakiś krok do przodu, tylko nie przyszło nam do głowy, że powinniśmy wtedy być w mieszkaniu. Nikt też nie pomyślal, że w piątki nasza administracja ma "dzień w terenie", w związku z czym nikt nie odbiera telefonów i nie przyjmuje klientów. Tego dnia mój mąż niechcący zablokował sobie telefon i nie mogąc znaleźć numeru PUK, włożył do telefonu awaryjną kartę z nikomu nieznanym numerem.
Parę minut po jedenastej zadzwonil telefon, odebrałam, pani z administracji powiedziała lakonicznie, że w naszej kamienicy jest poważna awaria, zalewa mieszkania i dobrze by było, żeby któreś z nas tam pojechało. Działo się to na dzień przed terminem mojego porodu, więc na miejsce akcji pojechał mąż. Wlaściwie gdy dotarł na miejsce, było już po wszystkim, zostały tylko mokre ślady w 4 mieszkaniach (w naszym też), podobno napełnianie grzejników rozpoczęto przed 8., jak zaczęło zalewać mieszkania sąsiedzi próbowali dodzwonić się do męża, do administracji, do firmy dostarczającej ciepło. W końcu przyjechała straż pożarna i  panowie strażacy weszli do naszego mieszkania... przez okno, policja zamknęła ulicę dla ruchu i zaczęło się szukanie przyczyny zalania. Zajęło to 2 dni, bo hydraulik chyba nie mógł uwierzyć (my również), że zostawił wraz ze swoim pomocnikiem niezaślepioną rurę w ścianie między salonem a przedpokojem a niczego niepodejrzewająca ekipa remontowa położyła na tej ścianie płytę kartonowo-gipsową.
Wszystko działo się pod koniec września a hydraulicy nadal mają co robić... Zaślepili tę nieszczęsną rurę i odsłonili pozostałe poucinane końcówki - na wszelki wypadek, jakby się okazało, że też są niezaślepione. Po rozpoczęciu okresu grzewczego okazało się, że 2 grzejniki nie grzeją (w tym ten nowy!), z 3 grzejników i rury w przedpokoju kapie woda. Po kolejnej rozmowie z panem szefem i kolejnych podejściach fachowców z jego firmy zostały do naprawienia tylko (!!!) dwa problemy - nowy grzejnik i cieknąca rura, podobno w przyszłym tygodniu panowie mają się z nimi rozprawić. Nie było łatwo przekonać pana szefa, bo grzejnik nie grzeje i już, nic nie da się z tym zrobić a rura to nasz problem, bo hydraulicy jej nawet nie tknęli. Na szczęście znaleźliśmy zdjęcia "sprzed" i "po", gdzie widać iście mistrzowskie zespawanie 2 rur w jedną - właśnie tę.
Odmeldowuję się, nucąc pod nosem:

"Czy to sens ma
kląć, że ten świat
z kiepskiego zrobiony surowca?
Bo dobry Bóg
już zrobił, co mógł,
teraz trzeba zawołać fachowca!"

1 komentarz:

  1. Miała dziewczyna mało problemów na głowie, to dołożyła sobie mieszkanie z całym dobrodziejstwem inwentarza :) Bardzo ładny tytuł posta.

    OdpowiedzUsuń