piątek, 23 listopada 2012

Kot wychodzący i przeprowadzka

 Jeśli może być coś bardziej stresującego od przeprowadzki, to jest to przeprowadzka z kotem*. Musimy przeprowadzić przeprowadzkę kota, niby mógłby zostać w starym mieszkaniu (z rodzicami małżonka szanownego), bo pies zostaje, ale kiciuś? Nie mam pojęcia, jak to rozegrać. Jak przekonać 9-letniego kota wychodzącego, że jak zmieni status na niewychodzącego, to... nadal będzie super.

Tyle wątpliwości:
- czy pokazać kotu mieszkanie jeszcze przed przeprowadzką? (nienawidzi podróży w kontenerku)
- zabierać go czasem na stare śmieci i wypuszczać na dwór,
- zorganizować towarzystwo drugiego kota?


Kot Maciej niestety miewa w zwyczaju znaczenie terenu, wg mojej teorii czyni to wtedy, gdy jest zamknięty w domu i przez okno widzi kocich intruzów  w naszym ogródku. Zaaranżowaliśmy nawet pomieszczenie bez okien na sypialnię dla niego,  ale zgadza się na przebywanie tam pod warunkiem, że cały dom śpi, jeśli usłyszy, że ktoś oszukuje i np. czyta książkę w łóżku, to usiłuje wyważyć drzwi.  Głośno.
Zazwyczaj przebywa na dworze między 7. a 16. (w lecie dłużej), w tym czasie kilanaście razy wraca - zjeść, odpocząć, ogrzać się, po południu pada na wąsy. Czasem znajdzie chwilę dla rodziny,



a czasem nie :)




Boję się, że w nowym miejscu zacznie "oswajać" wszystkie powierzchnie pionowe i miauczeć godzinami a na koniec się rozchoruje. Na dodatek będzie widzial przez okno koty na wolności. Zamierzam podejść do pani weterynarz po poradę, ale najpierw oczywiście zajrzałam do gabinetu dr. Google'a. Dowiedziałam się, że koty źle znoszą zmiany, poniżej wklejam kilka porad  (całość do przeczytania na:
 http://www.hillspet.pl/pl-pl/cat-mature/moving-house-with-your-cat.html), które najpierw wywołały u mnie uśmiech, a potem skłoniły do... porównania cen dyfuzora Feliway :)


Dzień przeprowadzki
 

- Przed przyjazdem ciężarówki do przeprowadzek, zamknij kota w pokoju – najlepiej w sypialni. - Wstaw tam jego transporter, posłanie miski na karmę i wodę oraz kuwetę. Sprawdź, czy drzwi i okna są zamknięte. 
- Przedmioty z sypialni należy przenieść do ciężarówki jako ostatnie, po opróżnieniu pozostałych pomieszczeń.
- Meble z sypialni należy ustawić w nowym domu jako pierwsze.
- Podłącz dyfuzor z syntetycznymi kocimi feromonami policzkowymi (Feliway –urządzenie do podłączania do kontaktu, które kupisz w lecznicy) do gniazdka na poziomie podłogi w pokoju, w którym na razie zamkniesz kota. Kiedy pomieszczenie jest gotowe, umieść tam kota wraz z jego posłaniem, miskami na karmę i wodę oraz kuwetą i zamknij drzwi.


Jak pomóc kotu się zadomowić

- Pomóż kotu poczuć się bezpiecznie w nowym miejscu, rozprzestrzeniając zapach zwierzęcia w całym domu. Miękką bawełnianą ściereczką (albo przy pomocy lekkich bawełnianych rękawiczek) delikatnie potrzyj jego policzki i głowę, aby nasiąkła feromonami z gruczołów wokół twarzy. Następnie przejedź nią po framugach drzwi, ścianach i meblach na wysokości kota. W ten sposób szybko oswoi się on z nowym terytorium. Powtarzaj tę czynność codziennie, aż zauważysz, że Twój pupil ociera się o przedmioty.

- Dalej używaj dyfuzora z syntetycznymi kocimi feromonami policzkowymi. Zmieniaj lokalizację urządzenia, podłączając je kolejno w poszczególnych pomieszczeniach.



 Może jednak porozmawiam z naszą panią weterynarz. Jak najszybciej :)





*http://www.hillspet.pl/pl-pl/cat-mature/moving-house-with-your-cat.html



sobota, 20 października 2012

O, kuchnia!

Jakby to powiedzieć... Zapomnieliśmy o gniazdkach, tzn. wiedziałam, że jest ich za mało, ale kompletnie nie potrafiłam ich sobie wyobrazić w konkretnych miejscach. Dopiero jak umeblowałam kuchnię na ekranie, to można było wziąć ołówek i zaznaczyć na ścianach (w realu) wszystkie punkty. Przyjechał pan J. - elektryk i musiał nam trochę te bieluchne ściany rozkuć. To było prawie miesiąc temu, a jeszcze do końca nie wygładziłam i nie zamalowałam tych wzorków. Po drodze okazało się, że zapomnieliśmy o jednym kontakcie (do okapu), więc znów było kucie i sprzątanie, wrrrrr.
Spróbuję niedługo spisać w jednym miejscu wszystkie porady dotyczące kupna mieszkania i przeprowadzania remontów. Oto kolejna dobra rada - sprawdzić instalację!!! jakie korki i w której skrzynce, jaka moc na całe mieszkanie itp. Akurat poprzedni właściciel mieszkania był średnio zorientowany w tych sprawach, ale można było chociaż popytać sąsiadów lub pana z działu technicznego w administracji. Elektryk twierdzi, że jak podłączymy płytę i zaczniemy na niej gotować, to mogą pojawić się problemy, gdy ktoś np. odkręci ciepłą wodę, bo sama płyta ma moc 6,8kW, podgrzewacz chyba 11kW, a na całe mieszkanie przewidziane zostało tylko 11kW przy zabezpieczeniu 25A. A jeszcze pralka, zmywarka, komputery, czajnik...Poniżej kuchnia po wizycie (pierwszej) elektryka, rączka należy do starszej brygadzistki :)


A tu już wersja przypudrowana:


Na pierwszym planie młodszy brygadzista. Ostatnio stanowimy duet remontowy, bo druga połowa rodziny zajęta (praca, przedszkole). Niestety nie wyrabiamy 100% normy, bo po drodze trzeba podać chrupka, obiadek, herbatkę, zrzuconą zabawkę, przewinąć, rozwiązać i wypuścić na podłogę (i mieć oczy dookoła głowy). Dodam, że zazwyczaj "pracujemy" do 14., bo potem jedziemy do przedszkola odebrać starszą brygadzistke, ale wtedy już wracamy do domu, bo wariant 1 dorosły, szpachla/farba/śrubokręt i 2 młodocianych bawiących się w berka nie wróży projektowi powodzenia :)

 A wracając do spraw kuchennych - po perypetiach z gniazdkami pojawiły się kolejne spowalniacze... Nie chciałam kuchenki z piekarnikiem, tylko zasugerowałam sie tzw. trendami i teraz, żeby podłączyć stanowisko dla kucharza, trzeba skręcić szafkę na piekarnik, zamontować w niej tenże, potem nałożyć płytę ceramiczną i blat - albo odwrotnie. I jeszcze wezwać elektryka z pieczątką, żeby to wszystko podłączył. Szafkę złożyłam do połowy, poległam na punkcie 11. - nie umiem przybijać płyt gwoździami, na szczęście szanowny małżonek pomógł. Jednak piekarnik i szafka musiały wrócić znów do pokoju, bo skoro jeszcze nie mamy blatu (a nie mamy), to chcę zaimpregnować fugi. Kupiłam w Castoramie jakiś magiczny płyn do fug, nazywa się  Lamix i rzekomo przyciemni fugi i zabezpieczy przed brudzeniem. Oby, bo jeszcze tam nie mieszkam, a już mam dość czyszczenia podłogi w kuchni i przedpokoju, przeklęte toffi!
Wiem, że kuchnia to priorytetowy priorytet, ale mamy jeszcze balkon do naprawy i ostatnio, korzystając ze sprzyjającej aury, próbujemy jakoś zabezpieczyć go przed przeciekaniem. I jeszcze wybór blatu do kuchni...  I jeszcze łazienka - czekamy na powrót pana R., sami sie nie podejmujemy. To tematy na kolejne wpisy. Mityczny remont (słowa znajomej:) trwa i jeszcze trwać będzie.

Czajnik - wymiana na nowy model

Dziś rzecz będzie o czajnikach, a co! Ostatnio (jeszcze w starym mieszkaniu) wskutek awarii czajnika bezprzewodowego, grzejemy wodę na gazie w tradycyjnym stalowym, jest już dosyć sfatygowany, więc sprawdziłam, czy są w sprzedaży (oczywiście on-line) jakieś ciekawsze modele. Znalazłam kilka prześlicznych i chciałam kupić jeden do nowej kuchni, ale po konsultacjach z szanownym małżonkiem (inżynier z papierem:) i poczytaniu forum na niezawodnej elektrodzie, zrezygnowałam, bo to się nie opłaca. Do zagrzania wody w czajniku na płycie ceramicznej potrzeba więcej prądu niż pobierze czajnik bezprzewodowy. Nie będę sie kłócić. Poza tym muszę przestawić się na inne myślenie, wyłączą prąd, to czajnik kuchenkowy na nic się nie przyda. O rany!
To nasz weteran (Tefal Justine)


- zakończył służbę po prawie 10 latach. Najpierw chciałam kupić identyczny, bo niebrzydki, niedrogi i bardzo trwały, ale postanowiłam poszukać u wujka Google'a jakiejś odmiany, po drodze były też wizyty na allegro, ceneo itp.
Może nie będę się przyznawać, ile zajęło mi to czasu :) Zwyczajny głupi czajnik a cieszy.
Zaczęło się skromnie - miał być Zelmer, model z zielonymi dodatkami


wydawał się ok, już miałam składać zamówienie, ale wtedy sumienie osiedlowego ekologa nakazało odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcę kolejne 10 lat gotować wodę w plastiku. Hmmm, nie znam statystyk, może i ten firmowy nie-chiński (o ile taki można jeszcze dostać) plastik jest obojętny dla zdrowia.
 Na szczęście okazało się, że można dostać czajnik bezprzewodowy trochę mniej podobny do tych chamskich plastikowców. Są stalowe, szklane, ceramiczne. Może zacznę od najdroższego , taka ciekawostka -  droższy od naszego piekarnika! To nie tylko czajnik bezprzewodowy (stal), ale... elektroniczny, ma timer i możliwość regulacji temperatury. Jak dla mnie, to za wiele, ale wygląda ciekawie.


Poniżej takie małe cudo w kolorze, do którego mam słabość, trochę mi szkoda, że nie zamieszka z nami, ale niestety jest zbyt drogi :(





Poniżej nieco spokojniejszy i nieco tańszy, ale nadal zdrowy rozsądek zabrania tyle płacić za czajnik.




Tu odrobina szklanej elegancji, ale obawiam się, że osadzający się kamień mógłby zepsuć cały efekt.



Coś na czasie - jesienna ceramiczna piękność, ale ze względów praktycznych (ciężar i ryzyko stłuczki) nie brałam pod uwagę, choć naprawdę cudny.



I w końcu zamówiłam taki wynalazek, bo stalowy, bo zielony... nie znam tej firmy (Russell Hobbs), ale design mnie urzekł. Jeszcze nie wiem, czy powinnam żałować, bo czajnik dopiero w drodze. Dam znać, jak dotrze i zrobi mi herbatę :)



linki:
http://www.agito.pl/czajnik-tefal-bf-5520-justine-1120-475935.html?utm_medium=Feed&utm_source=ceneo.pl&utm_campaign=wszystkie&utm_content=475935
http://www.zelmer.pl/sprzet_kuchenny/czajniki/czajnik-crystal/
http://www.calvado.pl/czajnik-elektroniczny-bugatti-vera-green-cat-494-id-3848.aspx
http://www.kreocen.pl/produkt/MORPHY-RICHARDS-Czajnik-elektryczny-CYAN-BLUE-PYRAMID-15l-43829-18_498_548301.html
http://www.entier.pl/czajnik-haen-autumn-p-10169.html
http://www.russellhobbs.pl/hot-orange/19-hot-orange-czajnik.html

wtorek, 25 września 2012

Lampowy post gadżetowy

Wiem, wiem - są ważniejsze sprawy, ale jak pomyślę, że nasza kuchnia to obecnie kilkadziesiąt kartonów i woreczków rozłożonych na podłodze w sypialni, że brakujący kontakt elektryk wykuje dopiero w czwartek a na klatce schodowej można natknąć się na sąsiadkę z podaniem o natychmiastowe włączenie ogrzewania, to aż chce się zająć czymś przyjemnym. Postanowiłam, że poszukam jakiejś ciekawej lampy do przedpokoju.
Pierwsza, która mnie urzekła (ta wisząca), ale niestety zbyt dużo kosztuje (ponad 200 zł!)

http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/90136612/




Później znalazłam jeszcze kilka z podwójnymi kloszami,

http://polskielampy.pl/lampa-wiszaca-terni-md0118f1-italux-p-1653.html

http://allegro.pl/lampa-wiszaca-slv-bigla-g6-35-i2573294745.html



http://www.lumenpro.pl/lampy-wiszace/59111-italux-lampa-wiszaca-zwis-pojedynczy-biala-mleczna-przezroczysta-leona-md92906-1a.html

ale okazało się, że są malutkie (12-13 cm średnicy) i żadna z nich nie sprawdziłaby się w przedpokoju, szkoda, bo są naprawdę oryginalne. Postanowiłąm poszukać czegoś ciekawego wśród bardziej kolorowych modeli, a właściwie - modelek.

Już prawie kupiłam taką,

http://lampy-esklep.pl/p/pl/abokarkjagrkmetkkolk/lampa+wiszaca+topi+pomaranczowa.html


ale nawróciłam się jednak na zielony. I taką w końcu zamówiłam, ma coś w sobie a i cena dosyć przystępna, choć po rozpakowaniu paczuszki poczułam lekkie rozczarowanie... Odkryłam ten model na stronie Leroy Merlin, ale zamiast pojechać i podotykać do stacjonarnego sklepu, znalazłam tę samą lampę na allegro. Niestety za lenistwo płaci się niepełną satysfakcją - moja lampa w rzeczywistości ma kolor butelki heinekena. Nie jest żle, ale chciałam jaśniejszą - jak na zdjęciu poniżej, takiego heinekena z cytryną!

http://www.leroymerlin.pl/oswietlenie/oswietlenie-scienne-i-sufitowe/oprawy-wiszace/lampa-wiszaca-edo,p55673,l956.html






środa, 8 sierpnia 2012

Projekt kuchni - niech żyje IKEA Home Planner

Tytuł posta mówi wszystko. Niestety dałam sobie spokój z ambitnym SweetHome, bo... jednak potrzebuję programu, który podpowie mi, czego chcę, poda wymiary, kolory i ceny mebli. Gdy już się poukłada wszystko, można zapisać swój projekt, pojechać do Ikei, zalogować się na tamtejszym komputerze, poprosić o konsultację  i wprowadzić ewentualne poprawki. Jak dla mnie - czad :)
Wszyscy sie pytają, czy już się wprowadzilismy, a ja od kilku miesięcy niezmiennie odpowiadam, że nie, bo czekamy na kuchnię... Trochę plany pokrzyżowały nam wizje p. plastyk z UM dotyczące docieplania ścian od wewnątrz, ale na szczęście to nie przymus, więc rezygnujemy i zachowujemy cenne centymetry kwadratowe. Później szukałam odpowiedniego programu do projektowania, gdy znalazłam, to akurat trwały wakacje i nie mogłam się zebrać - Windowsa mamy tylko na 1 komputerze, a nie zawsze była okazja i klimat, żeby sobie poplanować. A gdy już prawie było wiadomo, co i jak, to zaabsorbowały mnie poszukiwania sprzętów AGD, niby niewielu (piekarnik, płyta, zlewozmywak, okap, bateria), ale nie było łatwo :) Projekt już się trochę przedawnił, ale, szczerze mówiąc, nie mam już ochoty na przemeblowywanki, bo wszystko już kupione, klamka zapadła. Nie mam ochoty, bo zaczęłam na poważnie pakować nasz dobytek i przewozić  "na swoje", a "na swoim" czeka góra kartonów i toreb do rozpakowania.
Czas na kilka słów o tym, co widać. poniżej. Wstyd sie przyznać, ale zapomniałąm uwzględnić w projekcie kawałka podwieszanego (od wejścia do lodówki) sufitu, więc wstrzymuję się z zakupem szafek wiszących na tę ścianę, muszę jeszcze pomyśleć ;) Poza tym po długich dyskusjach zrezygnowaliśmy z płyty gazowej na rzecz ceramicznej, więc wystarczy nam dyskretny pochłaniacz podszafkowy.  Jeśli chodzi o kolor ścian - malżonek godzi się tylko na biel, trudno, ale mam w planach jakąś dekoracyjną fototapetę i szkło między blatem a szafkami.


1. Widok od strony drzwi



2. Widok "przez ścianę", z braku miejsca musimy zadowolić się składanym stoliczkiem, do tego stołki, które można ustawiać jeden na drugim, fronty szafek będą białe (ikeowskie Faktum Abstrakt - połysk), a stołeczki - turkusowe :)



3. A to widok z góry, tej szafki obok drzwi na razie nie będzie, ale i tak widać, jaka nasza kuchnia jest maleńka, mam nadzieję, że się jakoś pomieścimy z moją kolekcją kubków i herbat :)



czwartek, 21 czerwca 2012

Nerwowy w dzień deszczowy

Od kilku dni nerwowo spoglądam w niebo i zaklinam deszcz, żeby nie padał... Kilka dni temu po burzowo-deszczowej nocy na suficie w salonie pojawił się niewielki zaciek, upewniłam się w dziale technicznym naszej administracji, że nie mogą znaleźć, chętnego do naprawy naszego daszku i usłyszałam, że nie ma sensu tak łatać po kawałku, bo CAŁY dach należy wyremontować. Bez komentarza. Otworzyłam stronę naszego regionalnego portalu, wpisałam hasło "dekarz", zadzwoniłam pod pierwszy numer, który się wyswietlił. Panowie mogą zacząć w przyszłym tygodniu, musimy poczekać na lepszą pogodę. Niech tylko deszcz już przestanie z tym padaniem, wystarczy.

wtorek, 5 czerwca 2012

Rodzina na (nie)swoim

Nie ma sensu opisywać przebiegu konsultacji  z pracownikami UM - okazało się, że oprócz architekta i konserwatora miejskiego urzęduje również plastyk miejski - zamieszczę najciekawsze teksty. Temat - rekompozycja poddasza, elewacja, remont dachu. Oto sama esencja:

- kamienica jest piękna a to, co ją szpeci, to właśnie to nadbudowane poddasze
- to nie państwa wina, że to tak brzydko wygląda, ale osoba, która wydała pozwolenie, powinna za to odpowiedzieć
- trzeba się zastanowić jak to trochę uporządkować, najlepiej, gdyby zlikwidować lukarny, ale zdaję sobie sprawę, że takie rozwiązanie nie wchodzi w grę - można spróbować obić je drewnem lub oszklić
- należy mieć na uwadze również przestrzeń wspólną, to nie jest tylko państwa sprawa, jak ten budynek wygląda
- trzeba pomyśleć nad oknami, bo te są okropne, jak w bloku
- miasto nie partycypuje w kosztach remontów (chyba że w imieniu lokatorów mieszkań komunalnych)

- ja - ta kamienica nie była remontowana od kilkudziesięciu lat
- ppm - i bardzo dobrze, przynajmniej nikt jej nie zepsuł, proszę spojrzeć - wszystkie okna zachowały oryginalne podziały, jest nawet przedwojenna roleta.


Szanowny małżonek był kilka dni później na umówionej audiencji u p. konserwator, rozmawiali na wiele tematów, ale w naszej pamięci pozostanie najdłużej tekst: myśleli państwo nad przebudową poddasza? ta nadbudowa powinna być bardziej RASOWA, póki co, jest taka... chamska.

Jak więc widać, w UM pracują prawdziwi esteci i wizjonerzy, ma być ładnie, stylowo i rasowo, ale kwestie finansowe pozostawia się właścicielom mieszkań.

Zaczęłam interesować się architekturą naszego miasta, zwłaszcza tą dawną, znalazłam strony miłośników zabytków miejskich i ze zdumieniem odkryłam, że zajmują się m.in. tropieniem samowolek budowlanych, czasem uprzejmie donoszą. Nie wiem, jak powinno być, kto powinien pilnować tego mitycznego ładu w przestrzeni miejskiej - urzędnicy czy sąsiedzi? Sama powoli zamieniam się w inspektora, oglądam okna, dobudówki i elewacje w kamienicach... Nie, nie będę robić zdjęć i pisać donosów, ale czuję rozgoryczenie, że przez tyle lat budynek niszczał, a przecież to nie jest prywatna kamienica - gmina też ma swoje udziały (2 mieszkania), a teraz, gdy chcemy ją wyremontować, to musimy w pokorze wysłuchiwać zaleceń, jak zachować jej niewątpliwe walory i ... zapłacić za to. Miasto MOŻE pokryć koszt remontu w imieniu swoich lokatorów, ale musimy złożyć wniosek i dołączyć wszystkie projekty i kosztorysy, najlepiej do października, żeby UM miał czas na ewentualne kwestionowanie, odpowiedź dostaniemy w styczniu, jeśli czegoś nie dopilnujemy, będziemy musieli czekać na kolejny styczeń. Dowiedzieliśmy się też, że nasza administracja znana jest z "niedopilnowywania" tych spraw i prawdopodobnie skończy się to tak, że sami, jako wspólnota będziemy załatwiać dofinansowanie. Zbliża się długi weekend, może uda się nam to wszystko przemyśleć i poukładać. Może być ciężko. Niestety już wiemy, że w UM pracownicy tego samego wydziału mogą mieć różne wizje (chyba powinniśmy zabierać ze sobą dyktafon), a firma administrująca naszym budynkiem nie do końca wywiązuje się ze swoich obowiązków.

środa, 30 maja 2012

Chłodnymi słowy na temat ogrzewania i remontowania

Zanim rozwinę wątek z poprzedniego wpisu - krótka dygresja (dla uzupełnienia kontekstu). Pod koniec kwietnia firma dostarczająca ciepło do naszej kamienicy wypowiedziała nam umowę. Właściwie to się ucieszyłam, bo dotychczasowy sposób ogrzewania był absurdalny, dzieliliśmy piec z innym budynkiem (na innej ulicy!), koszt ogrzewania obliczany był co miesiąc na całą kamienicę i dzielony na liczbę mieszkań, a właściwie, to nie dzielony, tylko liczony od metra kwadratowego lokalu. Bagatela - 12 złotych. Zawsze, niezależnie od tego, czy tam mieszkaliśmy (a przecież nie mieszkaliśmy), czy na dworze było ciepło, czy zimno, od września do maja. Płaciliśmy najwięcej, bo mamy największe mieszkanie. Pozostali mogli nastawiać sobie kaloryfery na maksimum a i tak płacili mniej. Kilkakrotnie poruszaliśmy sprawę zainstalowania osobnych liczników ciepła na każde mieszkanie, ale sąsiedzi nie byli zainteresowani.
Żeby nie było - wiedzieliśmy przed kupnem mieszkania, że w 2013 kończy się ta dziwna umowa i postanowiliśmy przeczekać tę jedna zimę. Ale cały czas  dziwię się, że wspólnota kiedyś zgodziła się na taki sposób ogrzewania. Teraz, a przynajmniej do pierwszych chłodów, musimy znaleźć innego dostawcę ciepła albo... wybudować w piwnicy kotlownię i założyć piec gazowy (=kolejne 40 tysięcy kredytu). Istnieje pewne ryzyko (mam nadzieję, że znikome), że zostaniemy bez ogrzewania.  I z dachem do remontu. Okazuje się, że od chęci wykonania remontu (dach, fundamenty, instalacja gazowa i ocieplenie) do realizacji trzeba przebyć dłuugą drogę. Uchwały dotyczące remontu zostały podjęte pod koniec marca, miesiąc później otrzymaliśmy od administracji pisemny scenariusz działań, w skrócie wygląda to następująco:

- 04.2012-01.2013 - zapytania, pozwolenia i projekty
- 01.2013 - wniosek do UM o dofinansowanie do remontu
- 02.2013 - poszukiwanie banku, ktory udzieli kredytu naszej wspolnocie
- 03.2013 - konkurs na wykonawce
- 11.2013 - zakończenie remontu.

 Nie będę przytaczać refleksji na temat biurokracji w naszym przyjaznym kraju, bo mogłoby się zrobić zbyt gorzko i niemiło. Poza tym zdążyliśmy już ochłonąć, jesteśmy po rozmowach z administracją i przeróżnymi specjalistami z UM i teraz zaczynam rozumieć - SZYBCIEJ SIĘ NIE DA. Dziewięć miesięcy na wszystkie potrzebne zezwolenia i projekty, to... norma, a możliwe, że coś się przedłuży. AAAAAAAAAA!

Jednak przyziemny temat ogrzewania nijak nie pasuje do tych wszystkich mądrych, niekiedy wizjonerskich słów, które padły podczas rozmów o remoncie "zewnętrza" kamienicy. Potrzebny będzie osobny wpis, koniecznie.

piątek, 25 maja 2012

Ku przestrodze - widmo rekompozycji

Dziś nie będzie zdjęć, dziś będzie post "na mądro i poważno", ku przestrodze. Jeszcze kilka dni temu, będąc w wiosennym nastroju, szukałam w internecie zdjęc/wizualizacji kuchni, zastanawiałam się nad modelem drzwi do łazienki (Porta Londyn, białe) i dzwoniłam do firmy "drzwiowej" w sprawie pomiaru, aż listonosz wrzucil do skrzynki kopertę - kolejne pismo od administracji. Tym razem czekaliśmy na nie, bo sąsiad już dostał, a my nie. Do pisma dołączona była odpowiedź pani konserwator zabytków dotycząca planów remontowych. Administracja w imieniu naszej wspólnoty wysłała  zapytanie 4. kwietnia a odpowiedź nadeszła... 17 maja. Bez komentarza. Ale przyznaję - jest co czytać...
A zaczyna się tak: "Stwierdzić należy, że przedmiotowa inwestycja leży w strefie A ochrony konserwatorskiej zespołu urbanistyczno-krajobrazowego miasta [...].". A dalej w owym piśmie stoi, że kamienicę  zaprojektował znany niemiecki architekt i widnieje ona w Gminnej Ewidencji Zabytków. Wobec powyższego zlecone bedą badania konserwatorskie (na koszt wspólnoty - ok 5 tys. zł), w celu ustalenia "programu prac konserwatorskich". Póki co zostaliśmy poinformowani z grubsza o obowiązku odtworzenia balustrad, ujednolicenia stolarki okiennej (przywrócić podziały) i REKOMPOZYCJI (???) poddasza. Ponadto albo przede wszystkim nie ma możliwości termomodernizacji budynku, czyli możemy tylko odmalować ściany na kolor "współgrajacy z otoczeniem i krajobrazem", ale nie możemy ich ocieplić z zewnątrz. Kamienica jako zabytek nie musi również posiadać świadectwa energetycznego. Same dobre słowa, a jak jeszcze dodać, że chwilowo nie mamy ŻADNEGO ogrzewania w budynku, to wieje grozą...
Właściwie to nie wiem, co jeszcze można napisać... Wiedzieliśmy, że kamienica jest pod nadzorem konserwatorskim (jak połowa miasta, łącznie z naszym obecnym lokum) i chyba (!!!) pytaliśmy kogoś (!!!) o to przed podpisywaniem aktu notarialnego, ale jakoś nic nas wówczas nie zaniepokoiło.

Totalna DEkompozycja.

Z trudem wytrzymałam do następnego dnia i z rana zaczęłam dzwonić do administracji i urzędu miejskiego, żeby się czegoś więcej dowiedzieć. Ale o tym w następnym odcinku, muszę dbać o serce.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Post gadżetowy

Rzecz będzie o gadżetach i potrzebie pocieszenia, ale po kolei. W zeszłym tygodniu otrzymaliśmy dosyć obszerne pismo z administracji dotyczące naszych planów remontowych, planowany termin zakończenia wszystkich prac - listopad 2013! To nie żart, to jakiś biurokratyczny koszmar. Wrócę do tej sprawy niebawem, muszę po prostu na spokojnie wszystko przeczytać i zadzwonić do administracji z kilkoma pytaniami. Poza tym próbuję od ponad tygodnia umówić się na "odbiór" parkietu, bo pan T. milczy, a jak już sama do niego dzwonię, to mówi, że mają dużo pracy i na pewno jutro zadzwoni, żeby się umówić.

Jeśli chodzi o kuchnię, to nadal nic tam się nie dzieje... Tak to sie jakoś rozłazi i ślimaczy. Mój entuzjazm do "wicia gniazda" także już nie ten...
 A co rzekomo poprawia nastrój każdej kobiecie??? Zakupy. Nawet nie zamierzam zaprzeczać. Najpierw pochwalę się telefonem, byłam już znudzona oglądaniem tych szaroburych modeli podobnych do pilota od telewizora i udało mi się znaleźc takie małe cudko. Firma nazywa się Swiss Voice, nie znam, ale to nie szkodzi :)





A to pojemnik na herbatę do naszej nieistniejącej kuchni. Firma - Sagaform, jak ktoś mnie znów zdenerwuje, to coś jeszcze sobie kupię :)



Na dodatek opakowanie jest tak samo ładne i funkcjonalne jak pojemnik.



A na pożegnanie - powitalna wycieraczka. Zakup impulsywny, następnym razem się zastanowię, zanim zabiorę córkę do Castoramy ;)


piątek, 13 kwietnia 2012

Parkietowy prawie finisz

Jutro podobno panowie mają wycyklinować i polakierować (albo odwrotnie) parkiet w pokoju bobasów, we wtorek można by ustawiać meble, by by... Poniżej zdjęcie parkietu w stanie surowym, zrobione 3 tygodnie temu. Myślałam, że parkiet to tylko podłoga, ale pan T. przy każdym etapie prac opowiada z pasją w oczach (i rękach) o tym wszystkim, czego nie wiedzą przeciętni użytkownicy bezproblemowych podłóg, np. paneli. Parkiet pracuje, to jest najważniejsza prawda, gdy jest sucho powiększają się szczeliny między klepkami, gdy wilgotno - klepki się "rozpychają". Dla dobrej kondycji parkietu zaleca się kupno nawilżacza powietrza (i pomyśleć, że człowiek potrafi się wahać nad kupnem tego wynalazku dla własnych dzieci;). Wykład o pielęgnacji jeszcze przed nami :) Zatem na zdjęciu widzą Państwo świeżo położony pracujący parkiet, przed cyklinowaniem i lakierowaniem musi poleżeć 2-3 tygodnie i "złapać wilgoć z powietrza". Fascynujące ;)


A poza tym udało się nam zgubić jedyny kluczyk od skrzynki, więc kupiłam nowy w Castoramie (jak nakazał pan z działu technicznego naszej administracji) i poprosiłam szanownego małżonka o wymianę. Gdy akumulatory w wiertarce już były na wyczerpaniu, blacha rozpaliła się niemal do czerwoności i wszyscy sąsiedzi wiedzieli, że ktoś majstruje przy skrzynkach, okazało się, że nowy "zamek do listownika" nie pasuje, powinien niby być taki, ale... inny. Przeszczęśliwy małżonek pojechał zatem po bardziej słuszny zamek, gdy było po wszystkim, dostałam nowy kluczyk z nakazem pilnowania go i tak dobrze go ukryłam, że znów nie mogę znaleźć...

Jeszcze z ważnych rzeczy - na ostatnim zebraniu udało się wszystkim członkom naszej wspólnoty podjąć uchwałę dotyczącą kilku ważnych spraw, m.in. remontu dachu oraz ocieplenia budynku i odnowienia elewacji. Teraz zaczną się poszukiwania fachowców, projekty, audyty itd. Mam nadzieję, że zdążymy przed zimą...

wtorek, 20 marca 2012

Ponownie kuchennie

Długo nie pisałam. Czekałam na wiosnę. W starym mieszkaniu, bo w nowym ciągle straszy chłodem w kuchni - płytki i gołe ściany... Za dwa tygodnie będziemy mieć parkiet w pokoju bobasów, czyli teoretycznie mieszkanie już do zamieszkania, teoretycznie, bo przecież ta kuchnia... Ciężko coś sensownego zaprojektować. Myślę o tym przed snem, przy jedzeniu (jak córka akurat milczy), na spacerze i przy każdym posiedzeniu przed monitorem. Czasem pojawiają się rozmaite dygresje myślowe. Przynajmniej mam tematy na klejne posty:
- jak zorganizować życie 10-letniemu kotu, który w obecnym mieszkaniu może wychodzić na dwór a nie może wchodzić do kuchni
- co powiesić na oknie
- jak zasłonić rury,
- czym ozdobić ścianę nad blatami, chcę tam zamocować tafle szkła, ale coś pod nimi też musi być, chyba że malowane szkło
- zamontować pochłaniacz szafkowy czy kominowy
- kupić piekarnik z funkcją mikrofali czy 2 osobne urządzenia...

Poniżej kilka inspirujących zdjęć, dzięki temu artykulikowi dowiedziałam się, że są takie magiczne piekarniki i pochłaniacze! Olśniło mnie i już wiem,  że w kuchni kąt do gotowania nie musi składać się z pochłaniacza Amica (z industrialną rurą)  i bryły-kobyły kuchenki Wrozamet z piekarnikiem ;)


http://czterykaty.pl/czterykaty/5,60225,11272100,Metamorfoza_kuchni__ulozona_jak_puzzle.html?i=5



 http://czterykaty.pl/czterykaty/5,60225,11272100,Metamorfoza_kuchni__ulozona_jak_puzzle.html?i=3

środa, 1 lutego 2012

Kuchenne inspiracje - ciąg dalszy poszukiwań

Zanim zderzę się z faktami i liczbami, jeszcze przez moment się zapatrzę. Niezawodna IKEA:

http://www.ikeafans.com/home/ikea-kitchens-2012-new-kitchens/


http://www.ikeakitchendesignonline.com/c-a7-TIME.aspx


A teraz powrót na ziemię, nareszcie porządne wyzwanie! Oto plan pomieszczenia:



A tu spojrzenie w 3D albo, jak ktoś woli, z perspektywy muchy:







Co tu dużo opowiadać - klitka i już, tak mówi małżonek i nie zamierzam się z nim kłócić. W moim mądrym programie dział "miscellaneous" nie jest zbyt rozbudowany (albo nie umiem dobrze szukać). Nie wiem jak zaznaczyć kratkę wentylacyjną, podgrzewacz wody i wodomierz z rurami, a są to ważne punkty, bo nie do ruszenia, można je tylko spróbować przysłonić, ale np. do wodomierza musimy mieć dostęp, bo jest tam też zawór odcinający dopływ wody w mieszkaniu. Poniżej 2 zdjęcia dla przypomnienia:



Podgrzewacz wody i miejsce na zlew


I jeszcze kilka szczegółów:
- pomieszczenie ma wysokość 2,78 m
- wprowadzamy się ze zmywarką i lodówką,
- ściany są bardzo słabe, więc raczej nie możemy na nich wieszać szafek (jeśli już, to na A i D), musimy chyba rozglądać się za stojącymi,
- koniecznie musi być stół do przycupnięcia.

Butelka dobrego trunku dla tego, kto mądrze doradzi a jak bardzo dobrze to może i beczka!

wtorek, 17 stycznia 2012

Krótki raport i kuchenne inspiracje

Mieszkanie jest na razie idealnie puste, podłogi skrzypią i hula echo, tylko z pokoju bobasów zrobił się mały składzik budowlany a najbardziej rzuca się w oczy zdemontowany kaloryfer - grat non grata... Muszę znów dać mu szansę na allegro, poprzednim razem znalazł się nawet kupiec, ale z drugiego końca Polski, poza tym nie doczytal, że zależy mi na odbiorze osobistym. Ściągnięcie tego prawie 200-kilowego okazu z 2 piętra po drewnianych krętych schodach (firma przeprowadzkowa), załadowanie na paletę i zamówienie kuriera wyniosłoby kilka stówek... Nie mam jednak sumienia dać pociąć tego kaloryfera i chyba jednak zamówię kogoś do zniesienia a potem się zobaczy...

W tym tygodniu musimy odgracić pokój bobasów, podmalować kaloryfery i rurki i dokręcić pozostałe gniazdka i kontakty. Apropos gniazdek i kontaktów - jak ostatnio zajechaliśmy całą rodziną (2+2), to 5 minut po naszym wejściu do mieszkania zastukały dwie sąsiadki z parteru z pytaniem, czy zakręciliśmy wodę w całym budynku. Grzecznie odpowiedzieliśmy, że nie (słowo honoru!) i wzięliśmy się do dzieła. Niestety tego dnia zmrok zapadł jakoś wcześniej, poza tym dla bezpieczeństwa małżonek wyłączył prąd w mieszkaniu i żeby nie instalować zupełnie po ciemku, to... włączaliśmy latarkę w moim telefonie. Na szczęście córka w tym czasie zajęła się rysowaniem (skubana!), a jej brat przespał cały czas w foteliku. To sie nazywa dobrana ekipa :) Gdy już mielismy dośc tych ciemności i braku wody, zdecydowaliśmy się wracać do siebie, po drodze dowiedzieliśmy się, że jest jakaś duża awaria wodociągu na całej ulicy i jeszcze przez jakiś czas nie będzie wody. Wieczorem małżonek zauważył, że ma nieodsłuchaną wiadomość na telefonie - o 16.31 (byliśmy wtedy w mieszkaniu) dzwoniła nasza ulubiona sąsiadka z pierwszego piętra z prośbą o... włączenie wody, zostaliśmy też uświadomieni jak niedogodna jest ta sytuacja, bo "przecież woda jest potrzebna". Yyyyy...

A teraz z innej beczki, zaczęłam bardzo poważnie myśleć nad kuchnią, niedługo wrzucę plan, tylko nie mogę znaleźć wygodnego programu do projektowania. Lubię planner z Ikei, ale on działa tylko na Windowsie, a my jesteśmy linuksowi... Zaczynam działać na SweetHome, efekty tych działań - wkróte. Tymczasem trochę inspiracji...

Zupełnie przez przypadek albo po prostu dzięki dobrej intuicji wujka Google'a trafiłam na bardzo interesujący wątek - kronikę urządzania mieszkania - na forum Muratora. I olśniło mnie :) Co jakiś czas wracam, żeby sprawdzić, czy właściciele coś dodali, niestety od kilku miesięcy cicho i głucho tam. Moje olśnienie dotyczy kuchni, proszę tylko popatrzeć:






http://forum.muratordom.pl/showthread.php?138097-Mieszkanie-Rudych-Ludzi/page7

czwartek, 12 stycznia 2012

Parkietowe wieści

Nie wspominałam jeszcze o tym, jak wyglądał casting na  parkieciarza - zastosowaliśmy metodę ukrytej kamery a raczej mikrofonu. Najpierw wujek Google pomógł znaleźć namiary, następnie zadzwoniłam do kilku firm/fachowców zorientować się w kwestii cen i terminów i umówiłam 5 spotkań. Na wszystkie jeździł małżonek (ładnie o to poproszony), po spotkaniu z pierwszymi 2 panami  jeszcze zdał mi relację, potem stwierdził, że wszyscy mówią to samo, więc zaczął nagrywać wszystko na dyktafon. Na koniec oddał jurorce do odsłuchania, ta zrobiła notatki i ogłosiła zwycięzcę. Teraz mogę dodać, że firma dodatkowo zapunktowała u mnie dosyć porządną stroną www i ciekawym tekstem na str. głównej:

"Nie ma prawie niczego na tym świecie,
czego ktoś nie mógłby zrobić trochę gorzej
i trochę taniej sprzedać,
a ludzie, którzy kierują się tylko ceną,
stają się sprawiedliwie ofiarą takich machinacji.

Niemądrze jest zapłacić za dużo,
ale jeszcze gorzej – zapłacić za mało.
Gdy płaci się za dużo,
tracicie trochę pieniędzy – to wszystko,
natomiast gdy płacicie za mało,
tracicie czasami wszystko,
ponieważ kupiony towar nie potrafi
spełnić przypisanego mu zadania.

Prawo gospodarcze zabrania
otrzymywać za małe pieniądze dużą wartość.
Jeżeli przyjmujecie tanią ofertę
musicie wliczyć w nią ryzyko,
na które się decydujecie.

A jeżeli to czynicie,
to macie też wystarczającą ilość pieniędzy,
aby zapłacić za coś lepszego "

za Johnem Ruskinem (1819 – 1890) powtarza Tomasz Pietrzak


Takie polonistyczne spaczenie ;)
A wracając do sprawy, powiem krótko - jestem zachwycona.




Mój i małżonka zachwyt sięgnął już tego poziomu, że w trzecim pokoju (jeszcze bez podłogi) nie wyobrażamy sobie już wykładziny ani paneli, myśleliśmy o deskach dębowych, ale cena nas powaliła - 240 zł za m2, niby to koszt z uwzględnioną robocizną, ale na te 18 m2 z perspektywą przesuwania ścian - jakoś nam szkoda. Ułożenie metra parkietu jest prawie o połowę tańsze, tylko jeszcze pozostaje dylemat - jodełka czy układanka...


 http://www.timparkiet.pl/images/realizacje/DSC01666.JPG