Rzecz będzie o gadżetach i potrzebie pocieszenia, ale po kolei. W zeszłym tygodniu otrzymaliśmy dosyć obszerne pismo z administracji dotyczące naszych planów remontowych, planowany termin zakończenia wszystkich prac - listopad 2013! To nie żart, to jakiś biurokratyczny koszmar. Wrócę do tej sprawy niebawem, muszę po prostu na spokojnie wszystko przeczytać i zadzwonić do administracji z kilkoma pytaniami. Poza tym próbuję od ponad tygodnia umówić się na "odbiór" parkietu, bo pan T. milczy, a jak już sama do niego dzwonię, to mówi, że mają dużo pracy i na pewno jutro zadzwoni, żeby się umówić.
Jeśli chodzi o kuchnię, to nadal nic tam się nie dzieje... Tak to sie jakoś rozłazi i ślimaczy. Mój entuzjazm do "wicia gniazda" także już nie ten...
A co rzekomo poprawia nastrój każdej kobiecie??? Zakupy. Nawet nie zamierzam zaprzeczać. Najpierw pochwalę się telefonem, byłam już znudzona oglądaniem tych szaroburych modeli podobnych do pilota od telewizora i udało mi się znaleźc takie małe cudko. Firma nazywa się Swiss Voice, nie znam, ale to nie szkodzi :)
A to pojemnik na herbatę do naszej nieistniejącej kuchni. Firma - Sagaform, jak ktoś mnie znów zdenerwuje, to coś jeszcze sobie kupię :)
Na dodatek opakowanie jest tak samo ładne i funkcjonalne jak pojemnik.
A na pożegnanie - powitalna wycieraczka. Zakup impulsywny, następnym razem się zastanowię, zanim zabiorę córkę do Castoramy ;)