piątek, 9 marca 2018

Remonty, partacze, oszuści - na pohybel...

Minęło tyle czasu od ostatniego wpisu a tu dalej nie ma się czym pochwalić, przygarnęliśmy czarną kotkę - może odpędzi pecha, który nas prześladuje...





Wracając do spraw opisywanych poprzednio - udało się uzyskać opinię konstruktora w sprawie belki (niestety trzeba było ją wstawić), choć chwilę to trwało. Wykrakałam, że po chorobie architekta przyjdzie kolej na konstruktora - wyjechał do sanatorium i przez 2-3 tygodnie nie było z nim kontaktu. A jak wrócił, to architekt poprosił o podesłanie zdjęć, bo SIĘ mu skasowały. Poniżej belka niezgody:




Równolegle (wiosna/lato 2017) Szanowny Małżonek był już po wstępnych konsultacjach z prawnikiem, bo nasz fachowiec zaczął aktywnie domagać się zadośćuczynienia za swoje krzywdy... Nie wiem jak zakończy się ta historia, prawnik uważa, że racja jest po naszej stronie, ale w sądzie bywa różnie, w sądzie trzeba być przygotowanym jak aktor do roli w teatrze, bo "cnota sama sie nie obroni". Nie mogę się doczekać...

Nie wiedzieliśmy i nie zamierzaliśmy się kiedykolwiek dowiedzieć, jak wygląda procedura postępowania z nieuczciwą ekipą remontową, ale niestety sprawy potoczyły się tak a nie inaczej. Opiszę to jako ciekawostkę, nie życząc nikomu podobnej historii.

Ostatnie chwile współpracy z naszą ekipą opisywałam w poprzednim wpisie.
Zatem w przypadku, gdy ekipa po otrzymaniu sporej zaliczki zaczyna męczyć się zleceniem, trzeba wystosować pismo 'Wezwanie do dokończenia zlecenia' i przypomnieć szefowi ekipy, że termin uzgodniony w umowie (zawsze na początku podpisujcie umowę!!!) już minął i za kolejne dni wymigiwania się inwestor (czyli my) ustala kary umowne.

Oczywiście nasz fachowiec obraził się o takie pismo, jego żona tym bardziej i wrócił temat narzędzi, które u nas zostawili. Nasz prawnik nazwał to porzuceniem miejsca pracy (i narzędzi) a według nich my bezprawnie przywłaszczyliśmy sobie ich mienie. I poszli na komisariat i przyjechali (maj 2017) pod nasz dom w towarzystwie policji. Byłam w domu tylko z najmłodszym synem i przyznaję, że nogi się pode mną ugięły jak zobaczyłam takich 'gości'. Pewnie szanowny pan naoglądał się za dużo telewizji i liczył, że zostaniemy wyprowadzeni w kajdankach na oczach sąsiadów i TVN-u. A tymczasem do mieszkania przyszedł tylko jeden z policjantów, grzecznie zapytał, czy to u nas jest ten remont i jakie narzędzia u nas zostały. Pokazałam mu ten cały bałagan w strefie remontowej i powiedziałma, że nawet nie wiem, które narzędzia należą do tego pana, bo były tam też narzędzia SzM. Stwierdził, że nie widzi tu żadnego przestępstwa z naszej strony i, że takie konflikty (cywilne) musimy rozwiązać w sądzie. A gdyby pan fachowiec nas nachodził, to mam prawo wezwać policję.

Co dalej? Po wezwaniu do dokończenia zlecenia czeka się 2 tygodnie i w przypadku braku reakcji wysyła się kolejne pismo (koniecznie za potwierdzeniem odbioru!) - zerwanie umowy.

I teraz, w tzw. międzyczasie mogą się dziać różne rzeczy. Nasz fachowiec na przykład uraczył nas pismem wzywającym do zapłaty za... przenoszenie prywatnych mebli i rzeczy w części mieszkania, w której miał być remont oraz za wynoszenie odpadów poremontowych do kontenera na podwórku. Oprócz tego w piśmie, tytułując SzM 'dłużnikiem' wyjaśnił, że wykonał 80% prac a to, co nie zostało dokończone, to nasza wina.

Obecnie czekamy na wezwanie na rozprawę. Pierwszy pozew został przez sąd rozpatrzony na naszą korzyść, ale pan fachowiec się odwołał i przysłał nam rachunek na 10000 za wypożyczenie jego narzędzi.

Sprawy mają się tak, że nadal mieszkamy w 2 pokojach, bo pozostałą część mieszkania SzM chce dokończyć remontować we własnym zakresie, żadnych fachowców póki co nie zamierzamy zapraszać.

I tak wyglądamy lepszych czasów...