poniedziałek, 11 maja 2015

Służby ratunkowe, sąsiedzi w podeszłym wieku i trochę refleksji






Kilka dni temu wracałam z dziećmi niespiesznym krokiem ("mamooo! ile mrówek", "mamo, tam wczoraj leżał nieżywy  jeż"...) z przedszkola. Nagle z bocznej uliczki wyjechał radiowóz na sygnale i popędził pod prąd naszą jednokierunkową ulicą, i... zatrzymał się pod naszym domem. Przyznam, że ogarnął mnie lekki niepokój, zastanawialiśmy się we trójkę, czy ktoś się włamał, czy ktoś się kłóci/biję a przed oczami miałam już zwłoki przykryt workiem. Ostatnio znów do dwóch mieszkań wprowadzili się nowi lokatorzy, więc kto wie. Okazało się, że policję wezwała opiekunka, która przyszła do sąsiadki i nie mogła się dopukać ani dodzwonić. Wystraszyła się, że coś się stało. Ufff

Tak, to chyba kolejny aspekt mieszkania w starej kamienicy - sąsiedzi w podeszłym wieku. Kiedyś odwiedziła nas znajoma z córkami i dziewczyny miały okazję spotkać na klatce panią G. i panią W. Ta druga, chcąc przywitać się z dziećmi, wystraszyła je tak, że dopiero w domu powiedziały, że to była jakaś czarownica. Dziewczyny mieszkają na "młodym" osiedlu na obrzeżach miasta i właściwie większość ich sąsiadów to rodziny z kilkuletnimi dziećmi.

Tymczasem w naszej kamienicy i w kilku sąsiednich mieszkają ludzie w wieku 50+, właściwie powinnam napisać 70+ a rodziny z dziećmi to taka ciekawostka (przeważnie 2-4 dzieci na jeden dom). Dlatego moje dzieci wiedzą już, że babcie nie zawsze są miłe, przy czym na bieżąco analizujemy, dlaczego tak jest - bo pani jest samotna, nie ma rodziny ani nikogo znajomego, jest słaba, jest chora itd. Staramy się tłumaczyć dzieciom, że starszym ludziom należy się szacunek, że to smutne, gdy rodzina nie interesuje się nimi i zdarzyło się wiele razy, że ja albo Szanowny Małżonek wyświadczaliśmy drobne przysługi. zdarzyło się pożyczać pieniądze, iść szukać zgubionej torebki, doładowywać telefom, dzwonić na pogotowie, dzwonić do rodziny itd. 

Nie jest to łatwe sąsiedztwo, mało kto marzy o dwóch 80-letnich sąsiadkach wzajemnie się zwalczających, przy czym jedna ma zaniki pamięci a druga potrafi zamrażać słowami. Bywało niebezpiecznie - bezdomni i "potrzebujący" zapraszani na ciepłą herbatę, poprzypalane garnki zostawione na włączonym palniku (do wyboru - szara mgła od spalenizny albo mdły zapach gazu dochodzący aż do naszego mieszkania)... 

Właściwie dzieci przywykły do widoku strażaków, policjantów i medyków na klatce schodowej. Na szczęście ostatnio zrobiło się spokojniej - udało nam się doprowadzić do odłączenia gazu w mieszkaniu jednej sąsiadki i owa sąsiadka przebywa teraz u córki. Nawet groźna pani G. zrobiła się mniej groźna, przestała przysyłać nam liściki, zachwyca się dziećmi i z babcinym uśmiechem (!!!) prosi, aby chłopczyk tak nie biegał nad jej dużym pokojem.

Zatem wybierając mieszkanie w kamienicy należy liczyć się z tym, że trafimy na specyficznych sąsiadów. Staram się dostrzegać plusy takiej sytuacji - dzieci będą bardziej "zahartowane" społecznie i może bardziej empatyczne... Chciałabym.