niedziela, 16 listopada 2014

O kruchości kociego żywota

Dopiero po przeprowadzce do kamienicy sąsiadującej z innymi kamienicami przekonałam się, że z miłością do kotów bywa różnie a najgorzej jest, gdy w jednym budynku ktoś dokarmia koty a pozostali obmyslają jak pozbyć się tego problemu, ostatnio usłyszałam od sąsiadki, że ma ochotę je otruć. Nie wiem ile lat trwa ten konflikt, do tej pory nie zwracałam zbytnio uwagi na to, co się dzieje u sasiadów, choć ostatnio coraz częściej spotykałam koty na naszym podwórku, dwukrotne musiałam zgłaszać do straży miejskiej martwe koty  (potrącone przez samochód) leżące pod naszym płotem. A kilka dni temu Szanowny Małżonek jadąc do pracy, zastanawiał się, czemu ciągle słyszy miauczenie. Dojechał. Zaparkował i otworzył klapę...




W środku leżał taki oto maluch. Dostał porcję łososia z kantyny i w drugą stronę jechał już w koszu, pod siedzeniem. Pod domem odbyliśmy z Szanownym Małżonkiem szybką tajna naradę. Nie mówiąc za wiele dzieciom, postanowiliśmy się nim wstępnie zająć. Sąsiadki od kotów akurat tego dnia miało nie być do późnego wieczora (chcieliśmy z nią porozmawiać, bo to pewnie osobnik z jej stadka), a kotek miał niesprawną tylna łapkę, więc został zabrany do weterynarza. Okazało się, że ma 7 tygodni, jest chłopakiem a biodro uszkodził sobie już jakiś czas temu. Dostał skierowanie do ortopedy, czyli do innej lecznicy, tam dostał książeczkę zdrowia z wpisanym imieniem (Radar:) ale nic więcej nie można było zrobić, bo był za chudy. Wrócił do nas do domu na podkarmienie, po kilku dniach mieliśmy go przywieźć na kontrolę i ustalić termin operacji na biodro.
Wszystko zmierzało ku dobremu, kotek jakoś chodził na 3 łapkach, jadł, załatwiał się na żwirek i nawet zdarzało się mu mruczeć. Szukał towarzystwa, najlepiej do przytulenia. Niestety wczoraj rano już się nie obudził. Strasznie to przykre. Zdążyliśmy się już przywiązać do tego małego nieszczęśnika, zapowiadał się na wspaniałego domowego tygrysa...
Już raz przekonaliśmy się, że pustka po kocie jest trudna do zniesienia, że pomóc może tylko... kot. Zobaczymy, może po remoncie wybierzemy się do schroniska.
Chyba że znów spotkamy jakąś kocią sierotę, bo po rozmowie z panią ze sklepu zoologicznego wynika, że wielu miłośników (?) kotów dokarmia je, ewentualnie udostępnia piwnicę i na tym koniec. A problem chorób, wypadków czy kolejnych niepotrzebnych ciąż u kotek jakby dla nich nie istniał. Podobno można w urzędzie miasta wyrobić sobie dokument dla opiekuna bezdomnych kotów i za darmo wykonać u wterynarza zabieg lub otrzymać środki antykoncepcyjne dla kotek.
Idzie zima, zwróćcie, proszę, uwagę na koty - czy nie ma jakiegoś pod maską samochodu, pod samochodem, czy w krzakach nie piszczy jakaś mała kocia sierotka.

Wylewka i te sprawy

Oto kolejny etap zmagań z tarasem. Nie będę pisać o tym, co się wydarzyło przed. Nic o obrażonej żonie ("czemu nie weźmiemy fachowca?"), o upartym mężu, o 500 kg zaprawy  wniesionej na plecach (tego upartego), o samym akcie kładzenia wylewki przez (dosyć) zgrany duet - Szanownego Małżonka i Szanownego Teścia (pewnego czerwcowego wieczora - od godz. 19.00 do 22.00 + godzinka wygładzania). To był czerwiec.



Nie będę również pisać, że pod koniec sierpnia znalazł się nareszcie kafelkarz godzien położyć płytki na naszym tarasie. Nic o komentarzach kafelkarza o bylejakiej wylewce. Napiszę, że taras mamy uzbrojony porządnie, jest nie do zniszczenia. Dodam, że płytki prezentują się elegancko, a dosyć żmudny proces ich układania był na bieżąco kontrolowany przez inspektora Tygrysa.





 Zdjęcie skończonego tarasu dodam jak w końcu się zmobilizuję i zrobię. Może uda mi się powtórzyć ujęcie, choć nie obiecuję, bo odkąd temperatura na dworze znacząco się obniżyła, to chodzenie po płytkach bez kapci bywa bolesne. Biedny kot przesiaduje na wycieraczce albo parapecie. Staram się rozkładać chodniczek, ale jak zapomnę go schować na noc, to robi się mokry i znów zimno pod łapami. 
Poniżej zdjęcie płytki w zbliżeniu



 http://stargres.pl/pl/oferta/oferta_standard/plytki_podlogowe/plytki_31x62/siena_31x62_15_5x62/


Są to płytki firmy Stargres, kolor Siena beige, 4. klasa ścieralności, dostępne są w 2 rozmiarach - 15,5x62 cm i 31x62 cm, ale na mały taras woleliśmy mniejsze, poza tym bardziej przypominają deski.Jeśli wierzyć producentowi to nadają się do układania na ścianach i podłogach zarówno na zewnątrz (mrozoodporne), jak i wewnątrz.
Tym razem nie wiedziałm nic o tych płytkach, nic oprócz tego, że potrzebujemy ich natychmiast, zrobiliśmy sobie wycieczkę do kilku marketów budowlanych i w końcu wróciliśmy do OBI. Szybko sprawdziliśmy na telefonowym google'u, co to za firma i od razu wyświetlił się wątek odradzająco-zniechęcający na forum murator.pl. Opinie forowiczów potwierdził sam sprzedawca - przyznał, że niektóre płytki są krzywe i ciężko się je układa. Wbrew rozsądkowi kupiliśmy je, bo naprawdę nam się podobały, ich cena również (ok. 50 zł za metr2). Według mnie wyglądają ładnie, nawet dosyć dobrze imitują drewno - przypominają mi lekko spłowiałe deski. Tylko mam nadzieję, że w zimie nic się z nimi nie stanie. Wrócę do tematu jak śniegi stopnieją.

sobota, 15 listopada 2014

Adaptacja - odgruzowywanie strychu

Zbliża się koniec roku a wraz  z nim termin podpisania aktu notarialnego naszego mieszkania powiększonego o nowy pokój. Najpierw jednak musimy spełnić podstawowy warunek - stworzyć spójną przestrzeń mieszkalną a nie mieszkanie z dodatkową graciarnią. Nie jest łatwo, dekarze nie mają wolnych terminów, hydraulicy chyba nadal zagranicą, architekt ciągle zajęty innymi projektami (a nasz chyba w szufladzie), firma, która remontowała nasz dach rozpadła się. A poza tym po castingu na wykonawców Szanowny Małżonek doszedł do wniosku, że w sumie to nawet odpręża się przy pracach budowlanych, więc wespół z moim Szanownym Teściem zajęli się odgruzowywaniem antresoli i wnęk. Na początku trochę pomagałam, ale to jednak niewdzięczna praca dla dam, więc panowie (ku mojemu przerażeniu) zamontowali o takie coś





Podobny bloczek jest na górze, jedna osoba ładuje śmieci, spuszcza na lince, przenosi przez mieszkanie, otwiera okno i posyła wiadro do drugiej osoby stojącej na dole przy kontenerze.
Niby antresola nie jest duża, ale jeśli chcemy docieplić dach i położyć nowe deski na podłodze (w końcu to nasz sufit), to trzeba oczyścić teren.





Przy okazji panowie zaczęli robić wyłaz dla kominiarza, również było co sprzątać (tu uczciwie pomagałam). Poniżej widok z góry, "pod spodem" jest klatka schodowa , a dokładniej - podest przed naszymi drzwiami do mieszkania.








Zdjęcie wyłazu z zamontowanymi drzwiczkami w kolejnym odcinku. A poniżej widok od dołu po wstępnym cięciu i piłowaniu




piątek, 14 listopada 2014

Podłoga na tarasie - dylematów ciąg dalszy

Wszyscy specjaliści wyceniali nam usługę położenia desek bezpośrednio na papie, bo jeśli doliczyć jeszcze do grubości desek, legarów grubość wylewki, to poziom podłogi byłby wyższy niż próg drzwi balkonowych. Szanowny Małżonek jednak znów miał wątpliwości, bo powinien być spadek, żeby woda mogła spływać a do tego najlepiej wykonać wylewkę. Kolejna runda telefoniczna po fachowcach z prośbą o wycenę, niestety okazało się, że pan T. kładzie tylko podłogi i nie ma ekipy do grubszych robót. Pozostali życzyli sobie ok. 500 zł na co Szanowny Małżonek zareagował dośc nerwowo i postanowił rozpocząć działania na własną rękę. Poniżej wstępna faza zbrojenia.




Skoro udało się dojść do konsensusu i ustalić, że podłoga na tarasie będzie z drewna, to pozostało tylko wybrać konkretny gatunek. Przyznaję, że podstawowym kryterium była cena, więc Szanowny Małżonek optował za sosną, ja za egzotycznym bangkirai lub modrzewiem syberyjskim. W międzyczasie doszła czwarta opcja - bambus. Szanowny Małżonek zbierał opinie wśród znajomych, ja tradycyjnie poprosiłam o pomoc wujka Google'a. W końcu skreśliliśmy wszystkie materiały spoza naszej strefy klimatycznej, niby drewno egzotyczne oraz bambus są wytrzymałe i odporne na działanie wody, ale na polskim tarasie, przy polskich porach roku i polskiej wilgotności woleliśmy nie eksperymentować. Pozostało nam zdecydować - poczciwa sosna (tania - najwyżej wymienimy za kilka lat; nasza - europejska; kolega ma i nic się nie dzieje - wg SzM) lub modrzew syberyjski (ładny i nie taki egzotyczny - wg mnie). Pozwolę sobie nie rozstrzygać, który z tych 2 gatunków drewna lepszy, bo z małą pomocą pana kafelkarza doszliśmy do wniosku, że powinniśmy  położyć... płytki. Bingo! Skoro płytki, to oczywiście drewnopodobne :)

Wiem, deski są piękne, stylowe, naturalne, zawsze przyjemnie się po nich stąpa bosą stopą, z kolei płytki pękają, odchodzą, w zimie są lodowate a w lecie bardzo się nagrzewają. Zgadzam się, ale jeśli w rodzinie jest co najmniej dwójka dosyć beztroskich dzieci (=okruszki bułek i ciastek, wylane kefirki i soczki, zgubione buciki Barbie i części od autek), to jednak wolę płytki, bo w płytkach nie ma szpar, płytki czyści się zmiotką i mopem. Poza tym już widziałam oczyma wyobraźni te kolonie szczypawic i "czołgów" pod deskami, brrrrr.