Wszyscy specjaliści wyceniali nam usługę położenia desek bezpośrednio na papie, bo jeśli doliczyć jeszcze do grubości desek, legarów grubość wylewki, to poziom podłogi byłby wyższy niż próg drzwi balkonowych. Szanowny Małżonek jednak znów miał wątpliwości, bo powinien być spadek, żeby woda mogła spływać a do tego najlepiej wykonać wylewkę. Kolejna runda telefoniczna po fachowcach z prośbą o wycenę, niestety okazało się, że pan T. kładzie tylko podłogi i nie ma ekipy do grubszych robót. Pozostali życzyli sobie ok. 500 zł na co Szanowny Małżonek zareagował dośc nerwowo i postanowił rozpocząć działania na własną rękę. Poniżej wstępna faza zbrojenia.
Skoro udało się dojść do konsensusu i ustalić, że podłoga na tarasie
będzie z drewna, to pozostało tylko wybrać konkretny gatunek. Przyznaję, że
podstawowym kryterium była cena, więc Szanowny Małżonek optował za
sosną, ja za egzotycznym bangkirai lub modrzewiem syberyjskim. W
międzyczasie doszła czwarta opcja - bambus. Szanowny Małżonek zbierał
opinie wśród znajomych, ja tradycyjnie poprosiłam o pomoc wujka
Google'a. W końcu skreśliliśmy wszystkie materiały spoza naszej strefy
klimatycznej, niby drewno egzotyczne oraz bambus są wytrzymałe i odporne
na działanie wody, ale na polskim tarasie, przy polskich porach roku i
polskiej wilgotności woleliśmy nie eksperymentować. Pozostało nam
zdecydować - poczciwa sosna (tania - najwyżej wymienimy za kilka lat;
nasza - europejska; kolega ma i nic się nie dzieje - wg SzM) lub modrzew
syberyjski (ładny i nie taki egzotyczny - wg mnie). Pozwolę sobie nie
rozstrzygać, który z tych 2 gatunków drewna lepszy, bo z małą pomocą
pana kafelkarza doszliśmy do wniosku, że powinniśmy położyć... płytki.
Bingo! Skoro płytki, to oczywiście drewnopodobne :)
Wiem, deski są piękne, stylowe, naturalne, zawsze przyjemnie się po nich stąpa bosą stopą,
z kolei płytki pękają, odchodzą, w zimie są lodowate a w lecie bardzo
się nagrzewają. Zgadzam się, ale jeśli w rodzinie jest co najmniej
dwójka dosyć beztroskich dzieci (=okruszki bułek i ciastek, wylane
kefirki i soczki, zgubione buciki Barbie i części od autek), to jednak
wolę płytki, bo w płytkach nie ma szpar, płytki czyści się zmiotką i
mopem. Poza tym już widziałam oczyma wyobraźni te kolonie szczypawic i "czołgów" pod deskami, brrrrr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz