poniedziałek, 16 listopada 2015

Etos fachowca i testowanie cierpliwości

Ubiegły czwartek to miał być ważny dzień - początek prac przy parkiecie. Termin umówiony ponad 2 tygodnie temu. Gdy do godziny 11. nikt się nie zjawił, zaczęliśmy się niepokoić, w końcu zadzwonił pracownik firmy (do tej pory ustalaliśmy wszystko z wlaścicielem) i zaczał wypytywać, co jest do zrobienia. Wysłuchał, rozłączył się, pewnie przemyślał, przeliczył i odzwonił, że... musi przesunąć początek prac o kilka dni - coś mu wypadło. 
Następnym ważnym gościem tego dnia miał być hydraulik, przyszedł, wysłuchał historii o kolegach po fachu, pokiwał głową i kazał samodzielnie sprawdzić za pomocą jakiegoś wężyka, czy niedziałający kaloryfer nie jest zapowietrzony i dopiero wtedy go wezwać. Szanowny Małżonek specjalnie wziął tego dnia urlop, żeby ustalić jasno, co i jak należy zrobić a skończyło się na tym, że przebrał się w roboczy strój i poszedł poziomować podłogę, żeby parkieciarze przestali już narzekać, że czeka ich taka niewdzięczna robota. Sprawa kupna wężyka została przełożona, mrozów jeszcze nie zapowiadają.

W zeszłym tygodniu dostaliśmy też wycenę od fachowca wykończeniowca - 6500 zł netto. Nie mamy czasu ani żadnych znajomych z nadmiarem czasu, więc szukamy kogoś, kto by położył wełnę i płyty k-g na skosach (ok. 30 m2), zaszpachlował i wyszlifował nierówności (malować będziemy sami). Oprócz tego kilka robótek typu dosztukowanie dwóch kawałków plyt k-g, docieplenie kilku m2 ścian szczytowych, wniesienie kilkunastu płyt k-g. Według nas jest to zlecenie na maksymalnie 3 dni pracy (dla 2 osób), mamy już wszystkie materiały, oprócz tych kilkunastu płyt k-g, na jednym skosie sa już nawet zamontowane i wypoziomowane wieszaki. Jeśli przeliczyć, ile dni (a więcej niż trzy!) potrzebuje specjalista IT, żeby zarobić taką sumę, to scyzoryk się w kieszeni otwiera.

Dochodzimy do wniosku, że remont najlepiej wykonywać samemu, tylko trudno być ekspertem od wszystkiego.

Najlepiej wspominamy współpracę z elektrykiem i hydraulikiem z naszej administracji, ale teraz zupełnie  nie mają czasu na prywatne zlecenia. Pozostają nam fachowcy z polecenia albo z Internetu (oferia, katalog branżowy).
Największego pecha mamy do hydraulików, od historii z zalaniem klik już nawet nie szukamy hydraulika idealnego, ale chociaż kompetentnego i słownego, tanich już nie ma co szukać. W lecie był u nas w miarę sensowny pan, ale wykonał nam paskudne łączenie rur, zaworów i kolanek przy grzejniku u dzieci  w pokoju, takie rzeczy to mogę oglądać w kotłowni albo w piwnicy a nie w mieszkaniu. W końcu Szanowny Małżonek przyznał mi częściowo rację i zaczęły się rozmowy z hydraulikiem - czy nie dałoby się tego podłączenia jakoś ucywilizować. Może i by się dało, ale pan miał nagle tyle pracy, że ciężko było z nim sie umówić na kolejną wizytę. Po jakimś czasie znaleźliśmy kolejną firmę, przyjechali mili konkretni panowie, z fantazją - mieli inny pomysł niż ich poprzednik, przeprowadzili rury na antresolę i do nowego pokoju od innej rury, nie ruszali "instalacji" tamtego hydraulika. To był koniec wakacji, woda w kaloryferach była spuszczona, więc wstrzymaliśmy się z montażem grzejnika w nowym pokoju. Jednak chłodniejsze październikowe noce zmobilizowały nas do działania i co się okazało - grzejnik nie grzeje. Jako jedyny w całym mieszkaniu! Szanowny Malżonek zadzwonił do hydraulika, przedstawił mu sprawę, przez 2 dni specjalnie zwalniał się z pracy, żeby zdążyć na spotkanie z nim i oczywiście panu zawsze coś wypadało, nie dojechał. W którymś momencie przestał odbierać telefony, on i jego pracownik, przez dwa tygodnie, przepadli. Zastanawialiśmy się, co robić - iść do sądu, wziąć innego hydraulika (ale już komuś zapłaciliśmy te 1800 zł za pracę)... Kilka dni temu sam zadzwonił, podobno miał problemy osobiste. Podobno dziś ma przyjechać.

To że fachowiec po otrzymaniu zapłaty nie kwapi się, żeby przyjechać coś poprawić czy sprawdzić, wydaje się z jego punktu widzenia dosyć logiczne (niestety). Bez względu na specjalność - hydraulicy, wykończeniowcy i dekarze - o dekarzach będzie osobny wpis. Ale zagadką jest dla nas podejście pani z biura firmy Drutex - w lipcu założyli nam 3 okna - małe przypomnienie, ale okazało się, że wystawili nam złą fakturę a jeden z zawiasów "lata", ktoś miał do nas podjechać obejrzeć okno i przywieźć poprawioną fakturę. Po kilkunastu próbach umówienia się z kimkolwiek z biura poddałam się. Czekam aż sami się doliczą, że nie zapłaciliśmy im jeszcze pełnej sumy.

Na zakończenie obrazek - od dwóch tygodni paczki z parkietem zalegają nam w pokoju i na podeście przed drzwiami wejściowymi, ale żyć jakoś trzeba - na zdjęciu poniżej oglądam "Casino Royale" :) A po prawej stronie od telewizora widać nasz dziadkowy zegar, Szanowny Małżonek nakręca go regularnie, żeby było bardziej domowo :)




Podobno parkieciarz ma pojawić się w środę, oby.

Po rozmowach ze znajomymi dochodzimy do wniosku, że są problemy ze znalezieniem dobrego fachowca czy ekipy. Wyjechali. Zostali kiepscy i tani, kiepscy i drodzy oraz dosyć dobrzy ale bardzo drodzy. Są też dobrzy i niezbyt drodzy, ale terminy mają zajęte na kilka miesięcy z góry... Natomiast jeśli chodzi o etos fachowca - Szanowny Małżonek stwierdził, że nie ma czegoś takiego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz