Jednak wybrałam się wczoraj na oglądanie mieszkania, jeszczem cała :) W celu zachowania ciągłości naszej kroniki pozwolę sobie pozostać jeszcze w erze remontowej.
Wbrew pozorom najwięcej czasu i pracy (i nerwów) wymagała wymiana grzejnika. Panowie hydraulicy sami zasugerowali, że najlepszy będzie taki o wymiarach 50 x 120 cm (bo musi być odpowiednio dużo miejsca pod parapetem), ufnie pozwoliliśmy nawet, żeby to oni go kupili. I kupili - 60 x 120 cm, bez informowania nas... Gdy któregoś wieczora pojechaliśmy "na kontrolę" nasze podejrzenia wzbudziły zaczepy na ścianie umiejscowione tuż pod samym parapetem, zmierzyliśmy grzejnik i następnego dnia rozpoczęła się procedura odkręcania - dłuuga i żmudna. Okazało się, że "szef będzie dopiero w piątek" (=za tydzień!!!!) a to on kupował, w międzyczasie panowie chyba się nudzili, bo... zamontowali tę "sześćdziesiątkę". Kilka dni temu, po 2,5 tygodnia zmagań w końcu udało się im zrobić podmianę. Szacunek!
Tak to się zaczęło - pokój-Frankenstein :)
Grzejniki (weteran i nówka) oraz parkiet błagający o litość...
Widok ogólny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz