czwartek, 27 czerwca 2013

Biurwidołek

Postanowiliśmy się zmobilizować i dokończyć akcję z powiększeniem mieszkania o dodatkowe pomieszczenie. W połowie maja było zebranie w sprawie budowy kotłowni i przy okazji szanowny małżonek poruszył temat wykupu części poddasza, ustalono cenę i kolejnym krokiem miała być uchwała. Dwa dni później zanosiłam jakieś dokumenty do administracji i poprosiłam panią z "działu wspólnot" o uchwałę. W zeszłym roku otrzymaliśmy od niej gotowy dokument, ale z powodu braku międzysąsiedzkiego porozumienia w sprawie ceny, sprawa ucichła.  Myślałam, że to kwestia otworzenia pliku i wciśnięcia komendy "drukuj", ale pani oznajmiła, że nie przechowuje nigdzie tekstów starych uchwał, trzeba napisać wszystko od nowa, jeśli mam poprzednią wersję, to super - będzie szybciej. Poza tym zostałam zaproszona po 1. czerwca, bo w budynku rozpoczął się remont i pani nie miała warunków do pracy.  Zgłosiłam się telefonicznie w pierwszy czwartek miesiąca w celu umówienia się na wspólne pisanie, pani zaprosiła mnie na wtorek (w piątek - zamknięte dla interesantów), bo od środy idzie na urlop. Oczywiście przez cały wtorek usiłowałam złapać panią przy biurku, ale jej współpracowniczki powtarzały, że jest w terenie i nie wiadomo, czy wróci tego dnia do pracy. Oczywiście nie wróciła, na urlopie będzie do 24. czerwca i nikt jej nie zastępuje w tym czasie.
Zadzwoniłam dziś, powiedziałam, że nie udało mi się pani zastać w dzień przed urlopem, żadnego przepraszam, ale umówiłyśmy się na jutro. Zaproponowałam, że zeskanuję tekst i przyślę na maila, żeby jutro nie siedzieć i nie wklepywać wszystkiego od nowa. "Nie będę miała czasu odebrać maila, prosze przyjść, napiszę to przy pani".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz