Wspominałam już, że z sąsiadami nam się w miarę układa, nawet dzieci chętnie z nimi "dyskutują" :) Jednak żeby nie było za monotonnie, mamy jedną trudniejsza sąsiadkę. Mieszka, a właściwie panuje tu już chyba od 100 lat, mimo że zajmuje mieszkanie komunalne dosyć skutecznie "dba" o budynek, mieszkańców, podwórko i całe miasto, choć podobno najbardziej dba o siebie. Pierwszą wizytę złożyła nam kilka dni po naszej wprowadzce - zacieki na suficie przez nasz taras (z jej
balkonu też zalewa sąsiadów na parterze, ale niezbyt ją to interesuje). Później z 2
razy skarżyła się na nocne hałasy u nas (wtf?) i przyszła pewnej niedzieli zobaczyć,
jakie nosimy kapcie (zostaliśmy przeproszeni za posądzenie, że specjalnie biegamy w butach). Spokój nie trwal długo, zaczęliśmy dostawać listy. Poniżej dwa z trzech, jakie otrzymaliśmy, jeśli znajdę trzeci, też się pochwalę :)
Wielmożna sąsiadka ceni sobie również kontakt telefoniczny - córka jeździła plastikową wywrotką po parkiecie (sobotnie przedpołudnie), więc szanowny małżonek otrzymał rozkaz powstrzymania młodej, bo pani... sufity zaraz odlecą. Czekamy na więcej! A swoją drogą, to nie mogę sobie wyobrazić, jak przez 5 lat sąsiadka znosiła obecność studentów, musiało być gorąco :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz