środa, 2 stycznia 2013

Przeprowadzka - czyli nie idźcie tą drogą


Bez wdawania się w dygresje, można powiedzieć, że od 20 grudnia jesteśmy przeprowadzeni. Kot dołączył po świętach, na razie nie narzeka :)
 Nie przypuszczałam, że przeprowadzka tak nas wymęczy. Może gdyby to była kwestia spakowania dobytku, zamówienia transportu i przewiezienia wszystkiego na nowe miejsce, nie byłoby nawet o czym pisać, ale u nas zawsze jest... ciekawiej :)
Od dawna było wiadomo, że czeka nas mega roszada - do naszego starego mieszkania wprowadzą się rodzice szanownego małżonka, a my pójdziemy na swoje. Najpierw jednak trzeba było pomóc teściom opróżnić ich stare mieszkanie (200 km stąd), wszystko ruszyło mniej więcej od września, szanowny małżonek jeździł przez kilka weekendów, przywoził cześć rzeczy, m.in. łódkę żaglówkę. W najgorętszym momencie musieliśmy we czwórke zapanować nad rosnącym bałaganem w 3 mieszkaniach! Po 10 grudnia, gdy jedno mieszkanie już opustoszało, miało być teoretycznie prościej, a tymczasem zaczęło się totalne szaleństwo! Do przewiezienia wszystkich rzeczy wynajęliśmy tę samą firmę, początkowo ustaliliśmy, że jak przywiozą rzeczy rodziców, to załadują nasze i wywiozą tym samym autem - wszystko w 1 dzień. Na szczęście pana od przeprowadzek coś tknęło i zadzwonił dzień wcześniej, że stoi u nas pod domem, bo szybciej skończył i może wziąć część rzeczy, żeby nazajutrz było prościej. Byłam sama w domu, powiedziałam, ze nie jestem jeszcze przygotowana, ale po szybkim telefonie do szanownego małżonka, ustaliliśmy, że nie ma na co czekać. Zawróciliśmy panów z bagażówki i w godzinę trzeba było odłączyć pralkę, zmywarkę, lodówkę, rozładować kilka szafek. Panowie przyjechali, załadowali, pojechali, a ja zostałam bez AGD i z ubraniami popakowanymi w worki.
Cały następny dzień upłynął na pakowaniu i szykowaniu miejsca na "nową dostawę", przyjechała do nas kuzynka, żeby trochę pomóc, humory wszystkim dopisywały, luuuz :) Zaczął padać śnieg, zrobiło się ciemno, dzieci poszły spać, a my czekaliśmy. Panowie dojechali ok. 23! Szybko przystąpili do rozładunku i szybko okazało się, że skończyło się miejsce! Trzeba było upchnąć w 2 pokojach rzeczy z 65-metrowego mieszkania, więc panowie ustawili wszystko w stosach prawie pod sam sufit, zostało tylko przejście dla 1 osoby. W międzyczasie próbowaliśmy przekładać część rzeczy do piwnicy, do komórki, w końcu do sypialni na piętrze. W samochodzie zostało kilka mebli, które szanowny małżonek chciał przygarnąć do nowego mieszkania, dorzucono do tego jeszcze starą szafę (do oddania) i tym oto zgrabnym pojazdem




udano się pod nasz nowy adres. Była druga w nocy.
 A u nas został taki oto krajobraz



Następnym razem będę wiedziała... Tylko czy ja chcę to jeszcze kiedyś powtarzać? Mądry Polak po przeprowadzce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz