Wczorajszy dzień rozpoczął się od porannej narady z
dekarzami, Szanowny Małżonek z miarką w ręce sugerował, że
prawdopodobnie nie będzie problemu z otwieraniem okien. Postanowiliśmy,
że poczekamy, co powie kierownik. Panowie się rozeszli. Przyjechał pan
C. i oczekiwany kierownik, który stwierdził, że można śmiało ciąć słupy i
belki. Zatem podjęliśmy z SzM odważną decyzję, że okna wstawiamy a
przeszkody usuniemy kiedy indziej. Nie chcę myśleć, co by było, gdyby
okna nie dały się jednak otwierać a konserwator/inspektor/architekt nie wyraził
zgody na ingerowanie w konstrukcję dachu. Na szczęście okna działają
bez zarzutu, mimo belek i słupów, tak po prostu - można zrobić cały
obrót skrzydła, można wychylić się do połowy i podziwiać miejskie widoczki. Na razie wygląda to tak, jeszcze bez wełny i płyt k-g.
W sumie okazało się, że całe zamieszanie było
niepotrzebne, ale cieszę się, że dekarze najpierw myślą, potem robią,
a nie na odwrót. Przy okazji poznałam kolejne interesujące słowo - jętka :)
A
tak w ogóle to wczoraj był chyba najgłośniejszy dzień od początku remontu -
panowie skuwali wylewkę na naszym tarasie poręcznym młotem
pneumatycznym,
a na dachu pobrzmiewała piła spalinowa - czułam jak
podłoga w mieszkaniu wibruje. Kot niepocieszony zakazem wychodzenia na
balkon... przesiedział pół dnia na szafce przy drzwiach balkonowych,
przyglądając się. Młody również zgodnie ze swoim rozkładem jazdy - ok.
12. stwierdził, że idzie spać. Widocznie tylko ja jestem mało odporna na
hałas.
W sprawie tarasu zdaliśmy się na sugestię ekipy, żeby po skuciu podłogi i zerwaniu starej papy, wszystko przykryć podwójną warstwą nowej papy i tak zostawić do wiosny. Panowie radzą też, żeby położyć panele drewniane lub drewnopodobne zamiast płytek (popękają). Muszę zgłębić temat na przedwiośniu. Sprawa z tarasem wypłynęła nagle, podczas obróbek blacharskich, bo okazało się, że bez porządnych opierzeń (też sympatyczne słowo) na brzegach, nadal będzie zalewać sąsiadkę. A do nowych opierzeń podobno dobrze mieć nową podłogę na tarasie.
W sprawie tarasu zdaliśmy się na sugestię ekipy, żeby po skuciu podłogi i zerwaniu starej papy, wszystko przykryć podwójną warstwą nowej papy i tak zostawić do wiosny. Panowie radzą też, żeby położyć panele drewniane lub drewnopodobne zamiast płytek (popękają). Muszę zgłębić temat na przedwiośniu. Sprawa z tarasem wypłynęła nagle, podczas obróbek blacharskich, bo okazało się, że bez porządnych opierzeń (też sympatyczne słowo) na brzegach, nadal będzie zalewać sąsiadkę. A do nowych opierzeń podobno dobrze mieć nową podłogę na tarasie.
A
teraz, niczym Karol Strasburger, dodam od siebie akcent humorystyczny. Szanowny
Małżonek zna moją niechęć do wąsatych rubasznych hydraulików, mechaników
i budowlańców zazwyczaj mówiących do żon swoich klientów "szefowo" albo "kierowniczko" i wyręcza mnie w rozmowach z nimi. Oczywiście
jeśli fachowcy mają "normalnego" szefa, to nie ma problemu, dobrze
rozmawiało mi się np. z szefem firmy parkieciarskiej, a podczas tego remontu
ustalamy wszystko z panem C., co mi akurat odpowiada, no może czasem jest trochę nerwowo, ale zazwyczaj pełna kulturka i w ogóle. Jednak zdarza się, że Szanowny Małżonek każe mi coś ustalić, przekazać, przypilnować i muszę porozmawiać z fachowcem. Do tej pory miałam zachomikowane 2 anegdotki:
- pan od gładzi i malowania
(jeszcze w starym mieszkaniu) przebierał się po pracy, a ja przez
przypadek weszłam do pokoju i na moje "przepraszam" usłyszałam "niech
się pani nie boi, diabła pani nie zobaczy"
- pan od pierwszego
remontu w tym mieszkaniu stwierdził podczas rozmowy "wiem, jak to jest,
sam mieszkam w takiej starej budzie".
W sumie "nasi" dekarze wydają się w
porządku, można z nimi normalnie porozmawiać, nie przewracają oczami
jak zapytam, co to jest kalenica, nie mówią do mnie jak do blondynki, najczęściej rozmawiam z dwoma "panami od okien", ten starszy lubi sobie (jednak) pożartować:
ja - tylko zależy nam, żeby to okno było jak najwyżej od podłogi, żeby nie było nic widać
on - to trzeba być ubranym, to nie będzie nic widać
ja - ale chodzi np. o bałagan
on - jaaasne (śmiech), no teraz rozumiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz